niedziela, 2 lutego 2020

Jestem tu - cz.8

Uff. Dawno nie miałam weny. Napisałam to na raz w sumie. Jutro lecę do pracy. Dajcie znać czy się podoba.
_________________________________________________

- Yahoo! Tobio-chan!- przywitał się starszy kolega gdy chłopak wiązał buty.
- Oikawa? Nie mówiłeś, że dziś przyjdziesz.- zdziwił się.
- Miałem  dodatkową pracę w okolicy, więc wpadłem.
- Pracę?
- Yo. Nic specjalnego. Wziąłem dziś dodatkowe trzy godziny pracy w sklepie sportowym niedaleko.
- Nie wiedziałem, że tak można odparł zabierając swoje rzeczy i żegnając się z kolegami.
 Wychodząc starszy kolega obejrzał się.
- O. A gdzie chibi-chan?- zmienił temat.
- Już poszedł.- odparł i wyszedł z sali.
- To on nie zostaje zawsze do końca?- spytał idąc za kolegą.
- Ponoć się źle czuje. Skąd mam wiedzieć! Nie jestem jego ojcem.- podniósł głos.
- Hai, hai. Spokojnie Tobio-chan. Ja tylko pytam.- przystanął pod drzewem.- Neee.
- Co?!- irytował się bardziej niż kiedykolwiek. Wiedział co się dzieje, ale nie wiedział dlaczego.
- Czemu na drzewie jest piłka?- patrzył w górę.
Brunet podszedł.
- Aaaa to. Często ćwiczyliśmy razem z Hinatą tutaj, ale już od jakiegoś czasu tego nie robimy więc... - westchnął.- zapomniałem o niej.
 Uderzyły go wspomnienia wspólnych treningów.
- Tobio. Jesteś pewien, że chibi-chan nic do ciebie nie czu...
- A! Jestem pewien.- zacisnął szczęki i schował twarz w dłoniach.- Nie drąż tematu.
- Tobio.- uśmiechnął się i podszedł do chłopaka. Nie wiedział jak go pocieszyć.- Będzie dobrze.- złączył ich czoła na co tamten zareagował natychmiast.
- Oikawa- san! Co ty...- spojrzał na niego zaskoczony.
- Tobio. Nie zrobię nic czego nie chcesz.- pogłaskał go po głowie jak młodszego kolegę. 

Poczuł się obserwowany. Po chwili zauważył rudą czuprynę na balustradzie. Prychnął cicho.
Sam nie wiesz czego chcesz Chibi-chan. Ciekawe.
- Ja po prostu...-był zmęczony. Bardzo zmęczony tym ciągłym kontrolowaniem się. Ciągłym udawaniem. Ciągłymi próbami stworzenia tego co było.
 Oikawa pomagał mu odetchnąć. Oparł czoło o ramię kolegi.

- Wiem.- przytulił chłopaka mocno do siebie.
- Oika...
- Ćśśśś. Zaufaj mi.- szepnął.

Rudzielec na ten widok cały się zjeżył. Wpatrywał się w tę scenę tak skupiony jak podczas meczu. Śledził każdy ruch. Gdy chłopaki poszli do domu cofnął się do szatni.
Jak w amoku zostawił torbę na wejściu i wszedł pod prysznic. W ubraniach. Odkręcił zimną wodę i więcej już nie pamiętał.

Podobno kapitan wyłączył wodę i zaczął na niego krzyczeć.
Podobno Suga pomagał mu się wysuszyć.
Podobno libero pożyczył mu jakieś ciuchy.
Podobno wszyscy się zmartwili.
Gdyby był sobą to prawdopodobnie zacząłby wszystkich przepraszać. Jednak czuł się kompletnie inną osobą.
Czuł się rozdwojony.
  Nie pamiętał nawet jak wrócił do domu.

Za to gdy następnego dnia wstał pamiętał swój sen.
Było mnie dwóch. Jeden był przyjacielem Kageyamy. Graliśmy razem w siatkówkę, chodziliśmy razem na lody, trenowaliśmy, uczyliśmy się. Po szkole też się spotykaliśmy, ale rzadziej. W końcu wybraliśmy inne uniwersytety i kontakt się urwał. Drugi ja wtedy przy fontannie nie odrzucił Kageyamy. Przeciwnie. Też wyznał mu uczucia. Dalej razem grali, chodzili na lody, uczyli się. Po szkole zamieszkali razem w innym mieście. Choć chodzili do innych uniwersytetów widywali się w domu. Ten sen był dziwny. Jakby...

- Jakbym przeżył z nim właśnie pół swojego życia.- wyszeptał rano, zaczerwienił się na tę myśl i spowrotem schował się pod kołdrę.
Wyciągnął telefon i pierwszy raz bał się napisać do chłopaka.
- Aaaaaa! Co się ze mną dzieje!- krzyknął turlając się po łóżku.
Po chwili usłyszał dzwonek.
- Hai?
- Shoto?
-  Kenma. Co tam?
- Mogę do ciebie przyjechać?
- Pewnie.
- Chcę pogadać.
- o... okej.

To była krótka rozmowa. Chłopak wstał, ubrał się i posprzątał pokój. Bardzo się przy tym zmęczył, więc zmierzył sobie temperaturę.
Zmarszczył brwi gdy termometr pokazał 37,6 stopnia.
- Daichi mnie zamorduje.- opadł spowrotem na pościelone łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnął.
- ..to...Shoto! Shoto!- usłyszał dopiero za którymś razem.
- Wreszcie się obudziłeś. Nikt nie otwierał, a ty nie odbierałeś więc wszedłem.- usiadł obok kolegi.
- Umm. Sorki.- podniósł się.
- Shoto. Jesteś chory?
- Mam lekką gorączkę. To wszystko.- uśmiechnął się.
- Yhm.
- O czym chciałeś pogadać?
- Ech.- westchnął kociooki i usiadł po turecku na przeciwko rudego.- Pokłóciłem się z Kuro.
- O. Co się stało?- był zainteresowany.
- Właściwie to.. o ciebie.
- Co?
- Kuro twierdzi, że zwodziłeś Kageyame i to ty jesteś winien temu co między wami jest. Ja byłem innego zdania. Zacząłem cię bronić i jakoś tak wyszło, że się pokłóciliśmy.
- Oi! Nie możecie się kłócić przeze mnie.- zmartwił się i poczuł trochę winny.- To co się dzieje, to jest nasza wina. Chciałem, żeby było jak dawniej. Potem czekałem, aż Kageyama trochę ochłonie i będzie mu lżej, ale...- objął kolana rękoma.
- Moja obecność chyba tylko mu przeszkadza. No i chyba.. chyba mnie zastąpił.
- Zastąpił?
- Hai. Ostatnio ciągle spędza czas ze swoim senpaiem, a ja.. ja myślę że to... no to nie wygląda jakby się tylko przyjaźnili! Poza tym zawsze jak przychodzi mam ochotę przywalić mu piłką w twarz!- ścisnął swoją piłkę pomiędzy dłońmi.- Denerwuje mnie sama jego twarz. I jeszcze to, że Kageyama mnie olewa dla niego! Dlaczego tak musi być! To mój przyjaciel! Wczoraj się przez nich rozchorowałem! Dlaczego oni się dotykają na moich oczach! Dlaczego Oikawa go przytula! Dlaczego Kageyama nie przytula mnie!

Zamilkł gdy zdał sobie sprawę z tego co powiedział.

- Shoyo.
-...
- Shoyo.
- Umm.. To nie tak. To tylko...
- Jesteś zazdrosny. Czemu to ukrywasz?
- Nie jestem zazdrosny! A wy się nie kłóćcie przez nas. To nie fer.
- Ech. Shoyo. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale to się już stało.
- Co?- nie rozumiał.
- Zakochałeś się.
- W k... Co?
  Nagle w głowie rudzielca wszystko zaczęło się układać. Wszystkie jego reakcje miały sens. Wszystko to dlatego, że on... Dlatego, że się zakochał w chłopaku, którego odrzucił.
- Heeeeeee?! Jestem matołem!

  Chłopcy rozmawiali jeszcze długo. Potem pograli w gry i zjedli razem kolacje. Gdy się żegnali Kenma uśmiechnął się i powiedział tylko.

- Dasz radę. Musisz zdecydować. Jaa ne!- i poszedł.
Po godzinie dostał smsa.

Kuro czekał pod moim domem jak zbity pies. Przepraszał, ze krzyczał i mówił, że mnie kocha i żebym go nie zostawiał przez to. Głupol. Nie zostawiłbym go przez różnicę zdań. Dziękuję za rozmowę. Dobranoc

Hinata zaśmiał się pod nosem.
- Dwa gołąbki. To już nawet nie jest dla mnie dziwne. To, że są facetami.- streścił swoje myśli na głos i powlókł się do pokoju. Dosłownie. Czuł się jak wyplute naleśniki. 

                                   ****************
- Rozchorował się?
- Tak. Przed weekendem się przeziębił, więc dziś go nie będzie. Nie wiedziałeś?- zdziwił się Suga.
- Nie. - Skąd miałem skoro nie gadamy.- Kapitanie! Mogę wyjść dziś chwilę wcześniej?
- Nie ma sprawy.- odparł Daichi.
- Urwę mu łeb za tę chorobę.- wyszeptał sam do siebie zły, szczęśliwy i zdenerwowany zarazem. Tym, że będą sam na sam pierwszy raz od tego wieczora przy fontannie.
- Odwiedzam chorego kolegę. To nic nie znaczy.- szepnął jeszcze po czym skupił się na treningu.

Jakże wielkie było zdziwienie Hinaty gdy dostał smsa.
Otwórz. Stoję na dole.