niedziela, 28 stycznia 2018

Miłość jedno ma imię - cz 2

Spis treści

Przez 2 tygodnie zapominał o spotkaniach, zamyślał się, gubił dokumenty, potykał się o swoje nogi. Jednym słowem był rozkojarzony. Wiedział dlaczego, ale sam przed sobą nie chciał tego przyznać. Jego asystent - Suigetsu - jako pierwszy postanowił o tym wspomnieć. Reszta jego podwładnych po prostu się bała. Suigetsu był trochę inny. Nie bał się niczego, w dodatku traktował Sasuke bardziej jak przyjaciela niż przełożonego. Właśnie wszedł do jego biura z nową porcją kofeiny. Wzdychnął przeciągle i położył kawę na biurku. Zamknął drzwi i potrząsnął delikatnie brunetem.
- Szefie...
Zero reakcji. Postanowił być trochę brutalny. Walnął książkami w biurko.
- Co się stało?- Otworzył oczy i ziewnął leniwie.- Suigetsu?- momentalnie rozszerzył oczy, podniósł się gwałtownie i krzyknął
- Która godzina?!
- Bez nerwów szefie.- odparł spokojnie i podsunął mu filiżankę.- Dziś już nie masz żadnych spotkań.
- Jak to? A co z A.M Industries no i z ...- usiadł.

- Odwołałem.
- Czemu?- zmarszczył brwi.
- Nie zrozum mnie źle Sasuke, ale od ponad tygodnia nic ci nie idzie i ja to rozumiem. Każdy ma gorszy czas. Wiem, że jesteś pracoholikiem, ale nasi wrogowie mogą to wykorzystać, dlatego...
- Dlatego co?
- Weź sobie wolne. Tydzień. Powinien starczyć. Pojedź z rodziną na wycieczkę, odpocznij i poukładaj sobie wszystko.- poklepał go po ramieniu.
- Może masz racje.- pomasował się po skroniach.- skończę tutaj tylko i za niedługo pójdę do domu okej? Jak coś to ty jesteś bezpośrednio ze mną połączony, jakby coś się działo.
- Jasne. Nie bój nic szefuńciu.- Uśmiechnął się.- kawę wypij.- i zniknął za drzwiami.


Sasuke wziął kawę do ręki i podszedł do okna.
- Co ty ze mną robisz... nawet jak cię tu nie ma to i tak jesteś.
          Cofnijmy się do momentu przed kościołem. Sasuke po ponad dziesięciu minutach płaczu otrząsnął się i odsunął nagle. Naruto też był zszokowany. Chciał coś powiedzieć, ale Sasuke cofał się przestraszony swoimi myślami i uczuciami. Z jego ust padło tylko
- Nie... Tak nie można - i uciekł. Od tamtej pory nawet nie raczył przejść obok sanktuarium.
Kupił swojej żonie bukiet róż - różowych, takich które uwielbiała. Zabrał ją później na kolacje i do teatru. W następnych dniach traktował ją jak księżniczkę - czuł się winny. Sakura coś podejrzewała, ale powiedział że to tylko stres w pracy. Tak minęły prawie dwa tygodnie.
          Postanowił pójść dziś do znajomych razem ze swoją rodziną. Dalej stojąc przy oknie wpatrując się w budynki miasta zadzwonił do Sakury.
- Cześć kochanie, o której kończysz zmianę?... yhm... okej... to pomyślałem, że możemy dziś odwiedzić Jenny i Iana?... tak tak weźmiemy Sarade.... Okej to do wieczora. Jeszcze do nich zadzwonię... yhm... no papa.
Ogarnij się Sasuke. Masz rodzinę, masz 26 lat nie 17, jesteś odpowiedzialny.
Z takim nastawieniem zabrał się do dalszej pracy.

          Wieczorem szykowali się do wyjścia. Sakura zagadnęła jak gdyby nigdy nic.
- Dzwonił dziś do mnie Suigetsu. Miałam ci o tym nie mówić, ale był zmartwiony.- Właśnie założyła na siebie fioletową sukienkę do kolan i odsłoniła plecy.- zapniesz?
- Pewnie.- podszedł do niej i złapał za zamek.- Nic się nie dzieje Sakura.- odwrócił ją w swoją stronę i pogłaskał po ramionach uspakajająco.- trochę się stresowałem pracą, ale mam dla ciebie niespodziankę.- uśmiechnął się tajemniczo.
- Tak?- zapytała przekornie.- A jakąż to?- położyła ręce na jego szyi.
- Powiedzmy, że mam teraz tydzień tylko dla rodziny
- Naprawdę?! Jejku to super!- przytuliła się do niego.- Ale ja nie mogę wziąć teraz wolnego w pracy.- zmartwiła się.
- To nic. 
- To znaczy?
- To znaczy, że dzwoniłem do twojego szefa i prosiłem o dwa dni wolnego. Wyjedziemy jutro wieczorem i wrócimy we wtorek. Co powiesz na odwiedziny twoich rodziców i wycieczkę po naszym kraju?- wyciągnął zza pleców trzy bilety do Tokyo.
- Sasuke! No i jak tu cię nie kochać!- uśmiechnęła się i pocałowała czule.
- Fuuuuj!- usłyszeli obok.
- Kochanie chyba musimy pokazać naszej córeczce jak bardzo się kochamy - zaśmiał się mężczyzna ponownie całując żonę.
- Nie nie nie! Zabraniam! Idziemy już do Caleba? Plooooosie!- piszczała mała dziewczynka.
- A co? Tak za nim tęskniłaś?- puściła jej oczko Sakura.
- Mamo! To tylko kolega!- oburzyła się.
- Tak, już idziemy. Zapraszam moje damy do limuzyny.- ukłonił się jak szofer.
Cała trójka wyszła z domu roześmiana i w takich humorach również wracała. Około północy byli już z powrotem. Sasuke położył do łóżka córkę, która z emocji zasnęła w drodze powrotnej.
Małżeństwo ledwo położyło się na kanapie gdy zadzwonił telefon bruneta.
- Tylko odbiorę i zaraz wracam- szepnął i wyszedł do innego pokoju.

- Suigetsu? Co jest?
- Szefie! Mamy totalny bajzel! Zostałem sam z Marie. Przepraszam, ledwo co wysłałem pana do domu, ale nie możemy znaleźć dokumentów do transakcji z M.P Investigation. Tej firmy śledczej. Jutro mamy z nimi podpisać umowę. Ponoć szef brał te dokumenty, ale....
- Poczekaj chwilę, poszukam ich w domu.
Sasuke poleciał do swojego biura domowego. Po 10 minutach i przeszukaniu całego gabinetu - przez co wyglądał on jakby przeszła przez niego burza - znalazł owe dokumenty i napisał swojemu pracownikowi, że zaraz je dostarczy.
Chciał poinformować o tym Sakurę, ale gdy wszedł do salonu ta już spała. Ściągnął jej bity i położył w wygodnej pozycji po czym przykrył kocem i pocałował czule w czoło.
Zostawił kartkę na stole informującą, że pojechał do firmy i za niedługo wróci.

Wsiadł do auta. Jechał jakieś pół godziny, z zepsutym radiem. Akurat teraz gdy chciał stłumić wszelkie myśli oraz wspomnienia. Dlatego przez te trzydzieści minut dopadły go te, które próbował zagłuszyć od dwóch tygodni. Tęsknota narastająca w nim każdego dnia kłóciła się z próbą zachowania uczuć wobec żony. Kochał ją, to nie było tak, że było im źle. Zależało jemu na jej i Sarady szczęściu, a wiedział że może im to dać kosztem własnego. Mimo, że tak bardzo chciał go zobaczyć. 
Te oczy, te włosy, ten uśmiech i głos. Wystarczyłby mu widok. Chociaż czy na pewno? Czy nie chciałby go dotknąć? Czy nie chciałby...
Musiał gwałtownie zahamować, bo nie zauważył czerwonego światła. Zatrąbił na niego jakiś samochód i miał słuszność. Sasuke już do końca trasy skupił się na drodze. 
Suigetsu czekał na niego pod firmą.
- Dziękuję. Ratujesz mi życie szefie.- uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy. Poza tym to moja firma, a nie twoja. To ty mnie ratujesz. Zostawcie te dokumenty i lećcie do domu.
- Dzięki. Pewnie. Dobranoc!
Pomachał mu i wsiadł z powrotem do auta. Oparł głowę na kierownicy i zamknął oczy. 
Musisz przestać Sasuke. Przestań o tym wszystkim myśleć!
Jakby to było takie proste. Z reguły jest tak, że im bardziej nie chcesz o czymś myśleć tym bardziej cię to nęka.
Wyprostował się, wziął głęboki oddech i odpalił samochód.
Chciał wracać tą samą drogą, ale zrobił się tam wielki korek nie wiadomo skąd. Zawrócił i pojechał naokoło, co niestety zmuszało go do przejechania obok kaplicy. 
No nie wierzę! Dlaczego zawsze jak tu przejeżdżam to muszę cię widzieć?! 
Ich oczy się spotkały, a Sasuke skręcił gwałtownie w prawo wjeżdżając na chodnik i wyszedł z auta trzaskając drzwiami co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem blondyna.
- Sasuke. No proszę, co cię tu...- zaczął złośliwie.
- Nie odzywaj się! Powiedz mi jak to się dzieje, że za każdym razem widzę cię przed kapliczką?!- był bardzo zdenerwowany choć właściwie chyba tylko na siebie.
- Moment. O co ci w ogóle chodzi. W przeciągu pół roku widzieliśmy się trzy razy włączając teraz.- nie rozumiał co takiego zrobił.
- Czemu musiałeś się znowu pojawić!
- A ktoś ci kazał mnie spotykać! Też wolałbym cię już nigdy nie zobaczyć. Po co w takim razie się zatrzymałeś!- krzyknął już głośniej.
- Bo mnie wkurzasz! Co ty tu robisz o takiej godzinie!
- A co cię to interesuje Uchiha!
- Lepiej nie podskakuj Uzumaki!
- Bo co? Przywalisz bogu ducha winnemu księdzu?- zaśmiał się i pokręcił głową.- no pewnie.
- Nie możesz po prostu zniknąć?!
- Zniknąć?! Zniknąłem 8 lat temu. To nie moja wina, ze znów się spotkaliśmy!- zgrzytnął zębami.
- Ty... Bo znowu stosujesz te swoje gierki! Próbuję o wszystkim zapomnieć a nie umiem! Męczę się już tyle lat! W dodatku musiałem znów cię zobaczyć!
- Nie zachowuj się jakby wszyscy oprócz ciebie byli winni!- poczochrał się po włosach- Poza tym wtedy...
- Wiem!
Zapadła chwila ciszy po czym Sasuke podszedł i złapał blondyna na kołnierz.
- Wiem, że wtedy to była moja wina! Wiem, że zraniłem i ciebie i ją! Wiem, że jestem najgorszym co cię spotkało! Wiem...
- Nie jesteś.- przerwał mu. Sasuke puścił go i patrzył ze zdziwieniem.- Nie jesteś najgorszy Sasuke.- to był już inny ton. Już nie był zły.. był smutny?
- To.. Ty mnie nie nienawidzisz?
- Nie Sasuke. Owszem nienawidziłem, ale wybaczyłem ci już dawno temu. Trochę to trwało, ale udało mi się od ciebie uwolnić.- uśmiechnął się smutno.- Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Dlaczego ty taki jesteś!- ponownie wybuchł.
- A teraz o co ci znów chodzi? Szukasz zaczepki czy jak?!
- Jesteś największym debilem ze wszystkich usuratonkachi!
- Tak?! Ja do ciebie na spokojnie a ty mnie wyzywasz?! Spróbuj to powtórzyć draniu!- mierzyli się przez chwilę wzrokiem, aż dosłownie w jednej chwili wybuchnęli śmiechem. Nie mogli przestać. Sasuke usiadł na ziemi, Naruto na ławce obok i śmiali się dalej nie mogąc wydusić z siebie żadnych sensownych słów. Gdy się już trochę uspokoili Naruto poklepał miejsce obok siebie. Brunet usadowił się tam i śmiali się jeszcze chwilkę choć już delikatniej.
- Jeny.. Dawno się tak nie śmiałem.- stwierdził mężczyzna.
- Co ty nie powiesz? Ja w ogóle rzadko widziałem śmiejącego się Uchihe.- szturchnął go.
- Masz rację. To dzięki tobie się otworzyłem. Usuratonkachi- również go szturchnął lekko.
- Nie gadajmy o tym. I nie mów tak do mnie!- pogroził mu palcem.
- Bo co? Ja mogę.
- Ohoho.. od kiedy to ty ustalasz prawo?
- Od zawsze.- potarł ręce.- Naruto..co do...
- Nie nazywaj mnie tym imieniem.
- Ale dlaczego, przecież jesteśmy tylko...- nie dokończył przez wzrok chłopaka.- okej. Chris. Co do ostatniej mojej wizyty tutaj...
- Nie ma o czym mówić.- przerwał mu twardo.
- Ale przecież...
- Rozumiem Sasuke.- spojrzał na niego łagodnie.- ja naprawdę rozumiem.
- Rozumiesz?
- Tak.- pogłaskał go delikatnie po ręce, którą od razu zabrał i wstał.- Dobra. Musisz wracać do domu.
- Racja.- Również wstał i podał mu rękę.- Do zobaczenia usuratonkachi.
- Do zobaczenia draniu.

Odwrócili się i zaczęli iść w dwie różne strony. 
Sasuke już miał zamiar wejść do samochodu gdy olśniło go. 
Ten dotyk jego dłoni, ten wzrok. Przecież on zawsze jak się tak zachowywał to... Odwrócił się i zawołał.
- Naruto!!!
Ale ten już wszedł przez boczne drzwi do zachrystii.
Sasuke szybkim tempem dotarł do wejścia i zastał stojącego tyłem do nich blondyna, któremu trzęsły się ramiona. Powstrzymywał się.
- Czemu nie odjechałeś?- wyszeptał blondyn.
- Bo sobie przypomniałem co zawsze robiłeś, żeby mnie przekonać, że wszystko jest w porządku.- podszedł i pogłaskał go po głowie. Musiał to być zarazem czuły, ale i komiczny widok. Dwóch dorosłych mężczyzn schowanych przy drzwiach kościoła. Jeden pocieszający drugiego.
- Naruto. Nigdy nie byłeś dobry w ukrywaniu uczuć, ale mimo to zawsze mnie pocieszałeś.
- Sasuke.- przestał się trząść, spojrzał na niego twardo z mokrymi policzkami.- To jest złe rozumiesz? Ty masz rodzinę, a ja jestem księdzem. Koniec tematu. Więcej tu nie przychodź.- odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Naruto.- powinien chwycić go za rękę, a on tylko wymówił jego imię TYM tonem i to wystarczyło aby blondyn nie mógł zrobić ani jednego kroku więcej. Podszedł do niego, odwrócił w swoją stronę i przytulił delikatnie.
- Wiem, że to złe. Ale powinienem już wtedy odpuścić. Owszem kocham Saradę, Sakura też jest dla mnie ważna, ale od kiedy pierwszy raz cię znów zobaczyłem. Mimo tego, że minęło 8 lat. Mimo tego, że próbowałem zapomnieć.- popatrzył mu w oczy i złączył ich czoła.- Nigdy nie przestałem cię kochać Naruto, choć wiem że to złe i niewłaściwe. Wiem, że mogę tym zranić wiele osób w tym i ciebie, ale... Ja po prostu... Nie mogę przestać o tobie myśleć.- złapał jego policzki w dłonie i zamknął oczy.
- Ja też Sasuke. Ja też nie mogę zapomnieć.- spojrzał na niego czule i odsunął dłonią od siebie na odległość jednego metra.- Tylko, że ja potrafię z tego zrezygnować. Wygląda na to, że tym razem ja gram rolę tego mądrzejszego. Dobranoc Sasuke.
- Naruto.- Złapał go za rękę, przyciągnął i pocałował. To był pocałunek krótki, ale najbardziej namiętny w życiu ich obydwu. Zakończył go Naruto.
- Nie... Przestań.- wtedy już naprawdę uciekł.
Sasuke dopiero teraz otrząsnął się i zdał sobie sprawę z tego co powiedział i co zrobił. Najpierw przeszło go poczucie winy, a po chwili spojrzał na Jezusa i opanował go gniew.
- Najpierw mamy się kierować sercem, miłością a później.... później mówisz, że to złe?! Nienawidzę swojego życia, nienawidzę siebie bo zniszczyłem życie im obojgu! Sakura mogłaby być z kimś kto ją kocha! Tylko ją! A Naruto?... Nie musiałby teraz się mną zamartwiać! Nie musiałby wtedy zapominać! Gdybym... Agh!!!!!- wyszedł trzaskając drzwiami.

Wrócił do mieszkania jeszcze nabuzowany. Na szczęście Sakura spała, Sarada też. Położył się w sypialni i zasnął myśląc tylko o tym jak długo Naruto będzie tej nocy płakał.

__________________________________________________________________________________

No i mamy następną część!
Jak się podoba! Mnie bardzo. Jestem pochłonięta. 
Pisałam to dziś 6 godzin. dajcie znać jak wyszło!



niedziela, 14 stycznia 2018

Miłość jedno ma imię - cz 1

Spis treści

- Tatusiu! Wejdźmy tam! Chcę to zobaczyć!- ciągnęła swoją malutką rączką bardzo przystojnego mężczyznę. Oglądały się za nim kobiety, nastolatki szeptały, a dzieci podziwiały.
Kucnął przy niej i uśmiechnął się po czym popatrzył na monumentalny budynek.
- W naszym rodzinnym mieście nigdy nie widziałaś kaplicy prawda?
Pokręciła małą główką.
- Dobrze.- wstał i złapał za jej chudziutką rączkę.- możemy rzucić okiem.- uśmiechnął się.
Dziewczynka rozpromieniła się po czym weszli do świątyni. Już z zewnątrz byli pod wrażeniem jej wielkości, kolorów. Była piękna. Tak po prostu piękna. W środku kościół utrzymany był skromnie i przez to biła od niego prostota. Na każdej z ławeczek leżał egzemplarz małej jednokolorowej książki.
- Do czego one są?- zaciekawiła się Sarada. Otworzyła jedną i zaczęła czytać, bardzo powoli tak jak tylko potrafią dzieci w jej wieku.
- To są pieśni Sarada.
- Pieśni?
- Tak.- wziął książeczkę i usiedli w jednej ławce.- Ludzie przychodzą tutaj żeby pomodlić się do Boga, w którego wierzą. To są piosenki, które śpiewają mu żeby okazać wdzięczność, prośbę lub przeprosić.
- Po co aż tyle?- zdziwiła się dziewczynka.
- Jest im to potrzebne.- zabrał jej książeczkę i odłożył na miejsce.- Czy panna już zaspokoiła swą ciekawość?
- Ah!- otrząsnęła się zdając sobie sprawę, że miała oglądać a nie wypytywać.- Nie! hihi!
- Ciii.- przyłożył palec do ust.- możesz sobie obejrzeć tylko bądź cicho.
- Um.- zgodziła się i przeszła do bocznej nawy oglądając różne obrazy i rzeźby przedstawiające świętych lub sceny z biblii.
Sasuke spojrzał na ukrzyżowanego Jezusa wiszącego pod sufitem przed nim. Miał wrażenie, że patrzy na niego z wyrzutem.         
No co.

Pomyślał.
Wszystko robię zgodnie z tym co ponoć głosiłeś.
Mam żonę, dziecko... kocham rodzinę.

Uśmiechnął się do siebie z zamkniętymi oczami, a gdy ponownie spojrzał na Jezusa.
Ojj no weź. Nie patrz się tak. Jak inaczej mogłem postąpić. Jestem odpowiedzialny i jestem Uchiha, a przecież Uchiha zawsze... zresztą przecież Ty to już wiesz.
I nie mogąc dłużej znieść tego spojrzenia wstał i zaczął szukać córki, ale nigdzie jej nie było. Po chwili gdy doszedł do pierwszych ławek usłyszał jej głos dochodzący z zachrystii. Jej.. i kogoś innego, choć znajomego.
Podchodził powoli.
Kiedyś już słyszał ten głos.
Lekko przyspieszył.
Jednocześnie chciał i nie chciał żeby to był TEN głos.
Stanął przed drzwiami, ale nie wszedł od razu. Trzymał po prostu rękę gotową do zapukania. Bo nie wierzył, że ten głos może należeć do niego.
- Naprawdę mogę Ojcze?- znów usłyszał podekscytowany głosik córeczki.
- To prezent. Jest z drzewa bambusowego. Myślę, że ten Pan na górze jest jak najbardziej za.- przyjemny męski głos. Najprzyjemniejszy ze wszystkich jakie ktokolwiek kiedykolwiek mógł usłyszeć. Pod wpływem tego głosu każdy grzesznik by się nawrócił.
Rozmawiają po japońsku? Pomyślał brunet. W końcu zdobył się na odwagę i zapukał. Dziewczynka dalej się nad czymś zachwycała.
- Welco...- chciał odpowiedzieć nieznajomy, ale nie dokończył gdy zobaczył przybysza.
- Papa! Zobacz co dostałam.- podeszła do mężczyzny, potupała trochę w miejscu z radości i otworzyła piąstkę. Leżał na niej zwinięty różaniec z jasnobrązowych koralików. Kucnął przy niej.
- Ile razy mam Ci mówić żebyś tak nie znikała- powiedział z dezaprobatą, ale gdy dziewczynka zdała sobie sprawę z błędu - co rozpoznał po jej mince - uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.
- Już dobrze. Podziękowałaś ładnie?
Obróciła się na pięcie, skłoniła uprzej ie i powiedziała piękne głośne
- Dziękuję Ojcu bardzo. To jest mój tata...
- Sasuke.- wypowiedział cicho.
- Tak.. Papa, znacie się?- zdziwiona spojrzała na bruneta.
- Um. Byliśmy kolegami w szkole.- uśmiechnął się do niej, choć był w ciągłym szoku.

W końcu tę niezręczną chwilę przerwał Naruto. Ubrany w czarną sutannę z podwiniętymi rękawami i koloratkę. Podszedł do Sasuke z wyciągniętą ręką.
- Dawno się nie widzieliśmy.
Sasuke uścisnął dłoń.
- Rzeczywiście dawno.
Naruto uśmiechnął się czego Sasuke już nie wytrzymał i odwzajemnił gest. To nie był uśmiech zwykły, wyrażał ulgę, tęsknotę, uczucia i wiele innych emocji.
- Więc Sarada, twoją mamą jest Sakura?- kucnął przy dziewczynce.
- Hai! Zna Ojciec też moją mamę?- była naprawdę zdziwiona.
- Tak. Kiedyś się przyjaźniliśmy wiesz.- uśmiechnął się do niej pokazując białe zęby i podniósł się. Była malutka, więc nie usłyszała w jego głosie smutku gdy wypowiadał to zdanie.
- Więc Sasuke. Co robisz w Lansing w stanie Michigan?- uniósł brew.
- Mógłbym zapytać o to samo, ale po wyglądzie widzę, że wiele się zmieniło.- podparł się pod boki.
-Ahahahah..- blondyn jak zawsze założył ręce na kark śmiejąc się nerwowo.- maaa naaa... Zostałem księdzem ponad dwa lata temu. Tutaj przenieśli mnie niedawno. Dopiero poznaję miasto. A tak w ogóle to niedaleko jest...
- Dalej masz ten nawyk.- zauważył brunet.
- Co?
- Ręce.- wskazał palcem.
Naruto popatrzył za siebie.
- aaaa tak. To raczej mi nie zniknie. - podrapał się po policzku.
- Posłuchaj Naruto. Może któregoś dnia...
- Nie Naruto.- przerwał mu.
- Słucham?- zdziwił się kompletnie nie rozumiejąc sytuacji.
- Podczas święceń przyjąłem inne imię. Ojciec Chris już teraz.
- Więc mam do Ciebie mówić Chris?- nie udawał, że mu to nie pasuje.
Naruto stanął bokiem i zamknął oczy.
- Czemu mówić? Masz zamiar się ze mną jeszcze spotkać?- zerknął na niego.
Ach! Złapał mnie za słówko. Dalej jest dobry. Przemknęła mu myśl.
- Chcę porozmawiać, dowiedzieć się co się z Tobą działo przez te osiem lat.- uśmiechnął się lekko.
- Pewnie. Jakby co wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Okej. Przyjdę.
Zapadła cisza. Temu wszystkiemu przyglądała się mała Sarada spoglądając z zaciekawieniem to na jednego to na drugiego mężczyznę. Z zamyślenia (a raczej wgapiania się w siebie) wyrwał ich dźwięk telefonu.
Sasuke w pośpiechu wyciągnął go i odebrał.
- Ha....
- Chaaannnaaaroooo!!!! Gdzie jesteście?!!- wydarła się rozmówczyni tak, że Sasuke odchyliło od słuchawki.
- Sarada chciała coś zobaczyć. Już jedziemy.- odpowiedział spokojnie.
- Dobrze. Chodźcie, bo obiad stygnie. Czekam na was. Buziaki.- dodała już całkiem innym tonem.
- Hai. Za 15 minut będziemy.- rozłączył się.- to ja...
- Na przyszłość wyłączaj dźwięk jak wchodzisz do Domu Pana.- pomachał palcem jakby chciał powiedzieć dziecku "nu nu nu".
- Okej. Sorki. To... do zobaczenia Naru... tsk...- pomylił się.- Father Chris.
- Pewnie. Cześć. Miłego powrotu, Tobie też mała księżniczko.- uśmiechnął się do dziewczynki kłaniając się jak książę.
- Hai! I jeszcze raz dziękuję!- również się ukłoniła.

Pożegnali się i wyszli z kaplicy kierując się w stronę autobusu. Szli w ciszy póki Sarada nie zwróciła mu uwagi.
- Papa, to ta stacja.- zatrzymała go.
Szedł zamyślony. W autobusie w swojej standardowej pozie. Szeroko rozłożone nogi, łokcie oparte na kolanach, a głowa na złączonych dłoniach i przymknięte oczy. To była jego pozycja "myśląca".
Co to w ogóle było za spotkanie? Ostatni raz... a nieważne. Co za zbieg okoliczności kazał nam spotkać się akurat w Ameryce. W życiu bym nie pomyślał... Nie chcę mówić o tym spotkaniu Sakurze, ale... Sarada na pewno powie, więc bez sensu to ukrywać.



 *****


- Mama! Mama! Mama!- krzyczała Sarada już od progu.
- Słucham Cię kochanie.- Sakura nachyliła się nad dziewczynką.
- Zobacz co dostałam od księdza!- wyciągnęła prezent prosto pod nos mamy. Ta zaśmiała się i wzięła różaniec do ręki.
- Bardzo ładny. Od kogo go dostałaś?
- Od waszego kolegi ze szkoły!- krzyknęła.
Sakura popatrzyła pytająco na męża. Ten wszedł i dał jej całusa w czoło.
- Zaraz ci opowiem.
Usiedli do stołu. Powiedzieli krótkie "Itadakimasu", każdy po swojemu. Oboje starali się zachować japońskie tradycje w obcym kraju. Takie jak jedzenie pałeczkami, zdejmowanie butów przed wejściem do domu oraz do łazienki, zakładanie yukaty na czas festiwalu, pamiętanie o świętach i tym podobne.
Rozmawiali o planach na weekend i w pewnym momencie dziewczynka wspomniała o dzisiejszym dniu.
- Wiesz mamo, byliśmy w kościele i...
- Sarada.- powiedział mocnym tonem brunet.- mogę ja opowiedzieć mamie o dzisiejszym spotkaniu?
- Hai.- odpowiedziała dziewczynka już nie jak dziecko, a jak dorosła. Znała ten ton. Nie tolerował on sprzeciwu. Zamilkła, wiedziała że to najlepsza opcja w tej sytuacji chociaż nie rozumiała czemu twarz taty przybrała nagle taki ostry wyraz. A może się czymś martwił po prostu?
- Co się dzieje?- zaśmiała się nerwowo kobieta.- Straszycie mnie.
- Poznaliśmy dziś pewnego księdza. Od niego Sarada dostała różaniec. Też jest Japończykiem.
- To bardzo miło z jego strony. W którym kościele?
- Kojarzysz tę wysoką kaplicę? Jakąś godzinę na piechotę stąd.
- Wiem, która. Co prawda nigdy tam nie byłam. A jak tobie się tam podobało Sarada?- uśmiechnęła się mama.
- Bardzo mi się podobał budynek. Wiesz, że tam ludzie śpiewają piosenki z takich książeczek? Czemu my tak nie robimy?- zadała pytanie i wzięła ostatni kęs ryżu do ust.
- Hmmm... ludzie różnie praktykują wiarę w Boga. My robimy co innego, a oni co innego. Będziesz starsza to zrozumiesz. Pewnie w szkole Ci powiedzą.- pogłaskała ją po głowie.
- Mama! A wiesz, że ten ksiądz to wasz kolega?
- Jaki?
Sasuke wstrzymał powietrze.
- Chris!
- Hehe.. nie znam nikogo takiego.
- Naruto.- szepnął Sasuke.
- He?- Sakura na dźwięk tego imienia wypuściła pałeczki, ale za moment na jej twarz powrócił uśmiech, maska.- Aaaa... Naruto! I co tam u niego?
- Sakura.
- Mam nadzieję, że się dobrze trzyma.
- Sakura.
- Co go wywiało, aż tutaj. Sarada skończyłaś?
- Yhm. Dziękuję za posiłek!- krzyknęła i uciekła do pokoju.
- Sakura. Nie udawaj, że nie słyszysz.
- Heeeee? Jest teraz księdzem tak?- zabrała brudne naczynia i stanęła przy zlewie. Sasuke stanął za nią.
- Sakura.- szepnął delikatnie.
- Gumen... Po prostu... zaskoczyliście mnie tym...- płacze... słyszy to w jej głosie.
- Sakura.- przytulił się do jej pleców i objął ją swoimi ramiona.- Złościsz się?
- Nie.. dlaczego? Przecież nic się nie stało.. To po prostu... emocje.
- Sakura... to było 8 lat temu.
- Wiem.- szepnęła i odwróciła się w jego stronę tuląc do męskiego i ciepłego torsu.- Nie wrócisz tam?
- Gdzie?
- Nie spotkasz się z nim?
- Nie.- padła szybka odpowiedź.
- Arigatou... Sasuke?
- Hmm?
- Kochasz mnie?
- Kocham cię.- również szybka odpowiedź.


Tak jak obiecał nie wrócił tam. Nie odwiedził kościoła przez miesiąc, drugi, trzeci, nie zrobił tego też w czwartym, ale pech chciał, że w piątym miesiącu od obietnicy jadł obiad z klientami w restauracji..
.. naprzeciwko kaplicy.
- Panie Uchiha, dziękujemy za przedstawienie pańskiej propozycji. Po dłuższym przemyśleniom... chcielibyśmy dołączyć do tego projektu.- uśmiechnął się mężczyzna niewiele starszy od bruneta.
- Dziękuję panom bardzo. Może od razu umówimy się na następne spotkanie? Tym razem w biurze.
Zaśmiali się po czym ustali następny termin. Mężczyzna posiedział jeszcze chwilę sam w restauracji patrząc na kaplicę.
Obiecałem.
Przyglądał się dużym drewnianym drzwiom oraz figurom nad nimi.
Nie pójdę.
W momencie gdy odwracał wzrok znów go zobaczył. Naruto. Tym razem bez sutanny, ale w koloratce uśmiechnięty od ucha do ucha trzymał drzwi i żegnał po kolei dzieci wychodzące z kościoła.
Może jakaś schola?
Każdemu coś tłumaczył, a gdy po chwili sobie coś jeszcze przypominał to krzyczał za nimi. Ostatnie dziecko pogłaskał po głowie, po czym chłopiec czmychnął do rodziców czekających na niego, a Naruto stał i machał jeszcze wszystkim swoim podopiecznym. 
Nie mogę.
Gdy ostatnia dziewczynka zniknęła za rogiem jego ręka się zatrzymała.
Sasuke nie możesz!
Może wszystko byłoby by inne gdyby nie ten dzień.
Może gdyby Sasuke wyszedł od razu z restauracji nic by się nie wydarzyło.
Może gdyby jednak namówił klientów żeby zjedli gdzie indziej niczego by nie żałował.
Może gdyby potrafił...
Sasuke nie patrz!
Może gdyby odwrócił wzrok 2 sekundy wcześniej i nie zauważył tego bezgranicznego smutku malującego się na twarzy blondyna nie wyszedłby z restauracji i nie skierował się od razu do kaplicy.
Może gdyby tak bardzo nie chciał go zobaczyć.
A obietnica?
Może gdyby to po prostu nie był on to wszystko potoczyłoby się inaczej.
Przecież ja chcę z nim tylko porozmawiać. Byliśmy przyjaciółmi. 

Może gdyby nie znalazł sobie wymówki.
Rozmowa to nic złego.

Nie wiedział kiedy to się stało. Tak jakby stracił panowanie nad własnym ciałem.
Pamiętał tylko swój szybki krok i ostatnie 4 metry dzielące go od mężczyzny. Naruto zdążył się tylko odwrócić słysząc czyjeś kroki.
- Sas...
Przytulił go.
Nikt... Nikt nie byłby w stanie zrozumieć ulgi jaką odczuł w tym momencie. Trzymał go bardzo mocno i wyszeptał ciche.
- Przepraszam.
Naruto go nie odtrącił, ani nic nie powiedział. Rozumiał. Może przez ich niegdysiejszą przyjaźń lub fakt, że jako ksiądz częściej stykał się z nieszczęśliwymi ludźmi.
Sasuke przeprosił go jeszcze kilka razy, a z każdym następnym szlochał. Najpierw był to stłumiony płacz, który następnie poprzez głośniejszy przerodził się w donośny szloch.
W tym płaczu Naruto wyczuł wszystkie emocje, z którymi brunet musiał się zmagać sam przez 8 lat. Nic nie mówiąc głaskał go po włosach. Starał się zachować zawodowy spokój i prawie by mu się to udało. Tylko drżenie ręki dotykającej głowy Uchihy zdradzało jego zdenerwowanie i to, że on także nie zapomniał.
8 lat... łatwiej im obojgu byłoby zapomnieć.




_______________________________________

Bardzo mi się podoba ta historia. Chcę ją pociągnąć zawieszając wszystkie inne historie.
Powiedzcie czy ktoś tu jeszcze zagląda? :)