niedziela, 14 stycznia 2018

Miłość jedno ma imię - cz 1

Spis treści

- Tatusiu! Wejdźmy tam! Chcę to zobaczyć!- ciągnęła swoją malutką rączką bardzo przystojnego mężczyznę. Oglądały się za nim kobiety, nastolatki szeptały, a dzieci podziwiały.
Kucnął przy niej i uśmiechnął się po czym popatrzył na monumentalny budynek.
- W naszym rodzinnym mieście nigdy nie widziałaś kaplicy prawda?
Pokręciła małą główką.
- Dobrze.- wstał i złapał za jej chudziutką rączkę.- możemy rzucić okiem.- uśmiechnął się.
Dziewczynka rozpromieniła się po czym weszli do świątyni. Już z zewnątrz byli pod wrażeniem jej wielkości, kolorów. Była piękna. Tak po prostu piękna. W środku kościół utrzymany był skromnie i przez to biła od niego prostota. Na każdej z ławeczek leżał egzemplarz małej jednokolorowej książki.
- Do czego one są?- zaciekawiła się Sarada. Otworzyła jedną i zaczęła czytać, bardzo powoli tak jak tylko potrafią dzieci w jej wieku.
- To są pieśni Sarada.
- Pieśni?
- Tak.- wziął książeczkę i usiedli w jednej ławce.- Ludzie przychodzą tutaj żeby pomodlić się do Boga, w którego wierzą. To są piosenki, które śpiewają mu żeby okazać wdzięczność, prośbę lub przeprosić.
- Po co aż tyle?- zdziwiła się dziewczynka.
- Jest im to potrzebne.- zabrał jej książeczkę i odłożył na miejsce.- Czy panna już zaspokoiła swą ciekawość?
- Ah!- otrząsnęła się zdając sobie sprawę, że miała oglądać a nie wypytywać.- Nie! hihi!
- Ciii.- przyłożył palec do ust.- możesz sobie obejrzeć tylko bądź cicho.
- Um.- zgodziła się i przeszła do bocznej nawy oglądając różne obrazy i rzeźby przedstawiające świętych lub sceny z biblii.
Sasuke spojrzał na ukrzyżowanego Jezusa wiszącego pod sufitem przed nim. Miał wrażenie, że patrzy na niego z wyrzutem.         
No co.

Pomyślał.
Wszystko robię zgodnie z tym co ponoć głosiłeś.
Mam żonę, dziecko... kocham rodzinę.

Uśmiechnął się do siebie z zamkniętymi oczami, a gdy ponownie spojrzał na Jezusa.
Ojj no weź. Nie patrz się tak. Jak inaczej mogłem postąpić. Jestem odpowiedzialny i jestem Uchiha, a przecież Uchiha zawsze... zresztą przecież Ty to już wiesz.
I nie mogąc dłużej znieść tego spojrzenia wstał i zaczął szukać córki, ale nigdzie jej nie było. Po chwili gdy doszedł do pierwszych ławek usłyszał jej głos dochodzący z zachrystii. Jej.. i kogoś innego, choć znajomego.
Podchodził powoli.
Kiedyś już słyszał ten głos.
Lekko przyspieszył.
Jednocześnie chciał i nie chciał żeby to był TEN głos.
Stanął przed drzwiami, ale nie wszedł od razu. Trzymał po prostu rękę gotową do zapukania. Bo nie wierzył, że ten głos może należeć do niego.
- Naprawdę mogę Ojcze?- znów usłyszał podekscytowany głosik córeczki.
- To prezent. Jest z drzewa bambusowego. Myślę, że ten Pan na górze jest jak najbardziej za.- przyjemny męski głos. Najprzyjemniejszy ze wszystkich jakie ktokolwiek kiedykolwiek mógł usłyszeć. Pod wpływem tego głosu każdy grzesznik by się nawrócił.
Rozmawiają po japońsku? Pomyślał brunet. W końcu zdobył się na odwagę i zapukał. Dziewczynka dalej się nad czymś zachwycała.
- Welco...- chciał odpowiedzieć nieznajomy, ale nie dokończył gdy zobaczył przybysza.
- Papa! Zobacz co dostałam.- podeszła do mężczyzny, potupała trochę w miejscu z radości i otworzyła piąstkę. Leżał na niej zwinięty różaniec z jasnobrązowych koralików. Kucnął przy niej.
- Ile razy mam Ci mówić żebyś tak nie znikała- powiedział z dezaprobatą, ale gdy dziewczynka zdała sobie sprawę z błędu - co rozpoznał po jej mince - uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.
- Już dobrze. Podziękowałaś ładnie?
Obróciła się na pięcie, skłoniła uprzej ie i powiedziała piękne głośne
- Dziękuję Ojcu bardzo. To jest mój tata...
- Sasuke.- wypowiedział cicho.
- Tak.. Papa, znacie się?- zdziwiona spojrzała na bruneta.
- Um. Byliśmy kolegami w szkole.- uśmiechnął się do niej, choć był w ciągłym szoku.

W końcu tę niezręczną chwilę przerwał Naruto. Ubrany w czarną sutannę z podwiniętymi rękawami i koloratkę. Podszedł do Sasuke z wyciągniętą ręką.
- Dawno się nie widzieliśmy.
Sasuke uścisnął dłoń.
- Rzeczywiście dawno.
Naruto uśmiechnął się czego Sasuke już nie wytrzymał i odwzajemnił gest. To nie był uśmiech zwykły, wyrażał ulgę, tęsknotę, uczucia i wiele innych emocji.
- Więc Sarada, twoją mamą jest Sakura?- kucnął przy dziewczynce.
- Hai! Zna Ojciec też moją mamę?- była naprawdę zdziwiona.
- Tak. Kiedyś się przyjaźniliśmy wiesz.- uśmiechnął się do niej pokazując białe zęby i podniósł się. Była malutka, więc nie usłyszała w jego głosie smutku gdy wypowiadał to zdanie.
- Więc Sasuke. Co robisz w Lansing w stanie Michigan?- uniósł brew.
- Mógłbym zapytać o to samo, ale po wyglądzie widzę, że wiele się zmieniło.- podparł się pod boki.
-Ahahahah..- blondyn jak zawsze założył ręce na kark śmiejąc się nerwowo.- maaa naaa... Zostałem księdzem ponad dwa lata temu. Tutaj przenieśli mnie niedawno. Dopiero poznaję miasto. A tak w ogóle to niedaleko jest...
- Dalej masz ten nawyk.- zauważył brunet.
- Co?
- Ręce.- wskazał palcem.
Naruto popatrzył za siebie.
- aaaa tak. To raczej mi nie zniknie. - podrapał się po policzku.
- Posłuchaj Naruto. Może któregoś dnia...
- Nie Naruto.- przerwał mu.
- Słucham?- zdziwił się kompletnie nie rozumiejąc sytuacji.
- Podczas święceń przyjąłem inne imię. Ojciec Chris już teraz.
- Więc mam do Ciebie mówić Chris?- nie udawał, że mu to nie pasuje.
Naruto stanął bokiem i zamknął oczy.
- Czemu mówić? Masz zamiar się ze mną jeszcze spotkać?- zerknął na niego.
Ach! Złapał mnie za słówko. Dalej jest dobry. Przemknęła mu myśl.
- Chcę porozmawiać, dowiedzieć się co się z Tobą działo przez te osiem lat.- uśmiechnął się lekko.
- Pewnie. Jakby co wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Okej. Przyjdę.
Zapadła cisza. Temu wszystkiemu przyglądała się mała Sarada spoglądając z zaciekawieniem to na jednego to na drugiego mężczyznę. Z zamyślenia (a raczej wgapiania się w siebie) wyrwał ich dźwięk telefonu.
Sasuke w pośpiechu wyciągnął go i odebrał.
- Ha....
- Chaaannnaaaroooo!!!! Gdzie jesteście?!!- wydarła się rozmówczyni tak, że Sasuke odchyliło od słuchawki.
- Sarada chciała coś zobaczyć. Już jedziemy.- odpowiedział spokojnie.
- Dobrze. Chodźcie, bo obiad stygnie. Czekam na was. Buziaki.- dodała już całkiem innym tonem.
- Hai. Za 15 minut będziemy.- rozłączył się.- to ja...
- Na przyszłość wyłączaj dźwięk jak wchodzisz do Domu Pana.- pomachał palcem jakby chciał powiedzieć dziecku "nu nu nu".
- Okej. Sorki. To... do zobaczenia Naru... tsk...- pomylił się.- Father Chris.
- Pewnie. Cześć. Miłego powrotu, Tobie też mała księżniczko.- uśmiechnął się do dziewczynki kłaniając się jak książę.
- Hai! I jeszcze raz dziękuję!- również się ukłoniła.

Pożegnali się i wyszli z kaplicy kierując się w stronę autobusu. Szli w ciszy póki Sarada nie zwróciła mu uwagi.
- Papa, to ta stacja.- zatrzymała go.
Szedł zamyślony. W autobusie w swojej standardowej pozie. Szeroko rozłożone nogi, łokcie oparte na kolanach, a głowa na złączonych dłoniach i przymknięte oczy. To była jego pozycja "myśląca".
Co to w ogóle było za spotkanie? Ostatni raz... a nieważne. Co za zbieg okoliczności kazał nam spotkać się akurat w Ameryce. W życiu bym nie pomyślał... Nie chcę mówić o tym spotkaniu Sakurze, ale... Sarada na pewno powie, więc bez sensu to ukrywać.



 *****


- Mama! Mama! Mama!- krzyczała Sarada już od progu.
- Słucham Cię kochanie.- Sakura nachyliła się nad dziewczynką.
- Zobacz co dostałam od księdza!- wyciągnęła prezent prosto pod nos mamy. Ta zaśmiała się i wzięła różaniec do ręki.
- Bardzo ładny. Od kogo go dostałaś?
- Od waszego kolegi ze szkoły!- krzyknęła.
Sakura popatrzyła pytająco na męża. Ten wszedł i dał jej całusa w czoło.
- Zaraz ci opowiem.
Usiedli do stołu. Powiedzieli krótkie "Itadakimasu", każdy po swojemu. Oboje starali się zachować japońskie tradycje w obcym kraju. Takie jak jedzenie pałeczkami, zdejmowanie butów przed wejściem do domu oraz do łazienki, zakładanie yukaty na czas festiwalu, pamiętanie o świętach i tym podobne.
Rozmawiali o planach na weekend i w pewnym momencie dziewczynka wspomniała o dzisiejszym dniu.
- Wiesz mamo, byliśmy w kościele i...
- Sarada.- powiedział mocnym tonem brunet.- mogę ja opowiedzieć mamie o dzisiejszym spotkaniu?
- Hai.- odpowiedziała dziewczynka już nie jak dziecko, a jak dorosła. Znała ten ton. Nie tolerował on sprzeciwu. Zamilkła, wiedziała że to najlepsza opcja w tej sytuacji chociaż nie rozumiała czemu twarz taty przybrała nagle taki ostry wyraz. A może się czymś martwił po prostu?
- Co się dzieje?- zaśmiała się nerwowo kobieta.- Straszycie mnie.
- Poznaliśmy dziś pewnego księdza. Od niego Sarada dostała różaniec. Też jest Japończykiem.
- To bardzo miło z jego strony. W którym kościele?
- Kojarzysz tę wysoką kaplicę? Jakąś godzinę na piechotę stąd.
- Wiem, która. Co prawda nigdy tam nie byłam. A jak tobie się tam podobało Sarada?- uśmiechnęła się mama.
- Bardzo mi się podobał budynek. Wiesz, że tam ludzie śpiewają piosenki z takich książeczek? Czemu my tak nie robimy?- zadała pytanie i wzięła ostatni kęs ryżu do ust.
- Hmmm... ludzie różnie praktykują wiarę w Boga. My robimy co innego, a oni co innego. Będziesz starsza to zrozumiesz. Pewnie w szkole Ci powiedzą.- pogłaskała ją po głowie.
- Mama! A wiesz, że ten ksiądz to wasz kolega?
- Jaki?
Sasuke wstrzymał powietrze.
- Chris!
- Hehe.. nie znam nikogo takiego.
- Naruto.- szepnął Sasuke.
- He?- Sakura na dźwięk tego imienia wypuściła pałeczki, ale za moment na jej twarz powrócił uśmiech, maska.- Aaaa... Naruto! I co tam u niego?
- Sakura.
- Mam nadzieję, że się dobrze trzyma.
- Sakura.
- Co go wywiało, aż tutaj. Sarada skończyłaś?
- Yhm. Dziękuję za posiłek!- krzyknęła i uciekła do pokoju.
- Sakura. Nie udawaj, że nie słyszysz.
- Heeeee? Jest teraz księdzem tak?- zabrała brudne naczynia i stanęła przy zlewie. Sasuke stanął za nią.
- Sakura.- szepnął delikatnie.
- Gumen... Po prostu... zaskoczyliście mnie tym...- płacze... słyszy to w jej głosie.
- Sakura.- przytulił się do jej pleców i objął ją swoimi ramiona.- Złościsz się?
- Nie.. dlaczego? Przecież nic się nie stało.. To po prostu... emocje.
- Sakura... to było 8 lat temu.
- Wiem.- szepnęła i odwróciła się w jego stronę tuląc do męskiego i ciepłego torsu.- Nie wrócisz tam?
- Gdzie?
- Nie spotkasz się z nim?
- Nie.- padła szybka odpowiedź.
- Arigatou... Sasuke?
- Hmm?
- Kochasz mnie?
- Kocham cię.- również szybka odpowiedź.


Tak jak obiecał nie wrócił tam. Nie odwiedził kościoła przez miesiąc, drugi, trzeci, nie zrobił tego też w czwartym, ale pech chciał, że w piątym miesiącu od obietnicy jadł obiad z klientami w restauracji..
.. naprzeciwko kaplicy.
- Panie Uchiha, dziękujemy za przedstawienie pańskiej propozycji. Po dłuższym przemyśleniom... chcielibyśmy dołączyć do tego projektu.- uśmiechnął się mężczyzna niewiele starszy od bruneta.
- Dziękuję panom bardzo. Może od razu umówimy się na następne spotkanie? Tym razem w biurze.
Zaśmiali się po czym ustali następny termin. Mężczyzna posiedział jeszcze chwilę sam w restauracji patrząc na kaplicę.
Obiecałem.
Przyglądał się dużym drewnianym drzwiom oraz figurom nad nimi.
Nie pójdę.
W momencie gdy odwracał wzrok znów go zobaczył. Naruto. Tym razem bez sutanny, ale w koloratce uśmiechnięty od ucha do ucha trzymał drzwi i żegnał po kolei dzieci wychodzące z kościoła.
Może jakaś schola?
Każdemu coś tłumaczył, a gdy po chwili sobie coś jeszcze przypominał to krzyczał za nimi. Ostatnie dziecko pogłaskał po głowie, po czym chłopiec czmychnął do rodziców czekających na niego, a Naruto stał i machał jeszcze wszystkim swoim podopiecznym. 
Nie mogę.
Gdy ostatnia dziewczynka zniknęła za rogiem jego ręka się zatrzymała.
Sasuke nie możesz!
Może wszystko byłoby by inne gdyby nie ten dzień.
Może gdyby Sasuke wyszedł od razu z restauracji nic by się nie wydarzyło.
Może gdyby jednak namówił klientów żeby zjedli gdzie indziej niczego by nie żałował.
Może gdyby potrafił...
Sasuke nie patrz!
Może gdyby odwrócił wzrok 2 sekundy wcześniej i nie zauważył tego bezgranicznego smutku malującego się na twarzy blondyna nie wyszedłby z restauracji i nie skierował się od razu do kaplicy.
Może gdyby tak bardzo nie chciał go zobaczyć.
A obietnica?
Może gdyby to po prostu nie był on to wszystko potoczyłoby się inaczej.
Przecież ja chcę z nim tylko porozmawiać. Byliśmy przyjaciółmi. 

Może gdyby nie znalazł sobie wymówki.
Rozmowa to nic złego.

Nie wiedział kiedy to się stało. Tak jakby stracił panowanie nad własnym ciałem.
Pamiętał tylko swój szybki krok i ostatnie 4 metry dzielące go od mężczyzny. Naruto zdążył się tylko odwrócić słysząc czyjeś kroki.
- Sas...
Przytulił go.
Nikt... Nikt nie byłby w stanie zrozumieć ulgi jaką odczuł w tym momencie. Trzymał go bardzo mocno i wyszeptał ciche.
- Przepraszam.
Naruto go nie odtrącił, ani nic nie powiedział. Rozumiał. Może przez ich niegdysiejszą przyjaźń lub fakt, że jako ksiądz częściej stykał się z nieszczęśliwymi ludźmi.
Sasuke przeprosił go jeszcze kilka razy, a z każdym następnym szlochał. Najpierw był to stłumiony płacz, który następnie poprzez głośniejszy przerodził się w donośny szloch.
W tym płaczu Naruto wyczuł wszystkie emocje, z którymi brunet musiał się zmagać sam przez 8 lat. Nic nie mówiąc głaskał go po włosach. Starał się zachować zawodowy spokój i prawie by mu się to udało. Tylko drżenie ręki dotykającej głowy Uchihy zdradzało jego zdenerwowanie i to, że on także nie zapomniał.
8 lat... łatwiej im obojgu byłoby zapomnieć.




_______________________________________

Bardzo mi się podoba ta historia. Chcę ją pociągnąć zawieszając wszystkie inne historie.
Powiedzcie czy ktoś tu jeszcze zagląda? :)


1 komentarz:

  1. Hej,
    bardzo ciekawie się zaczyna, interesuje mnie to co stało się te osiem lat wcześniej i ta reakcja Sakury jak dla mnie to tak jakby chciała coś wymusić na Sasuke...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń