piątek, 30 stycznia 2015

"Ocalony"





~*~12 lat wcześniej~*~

- A więc się żegnamy.- powiedział ciemnowłosy chłopak.
- Na to wygląda.- uśmiechnął się drugi trzymając na rękach wtulone w niego trzyletnie płaczące dziecko.
- Dokonałeś tego. Trzecia opcja. Rozwalenie muru. Ty tego dokonałeś. Dziękuje za pokazanie mi, że świat nie jest tylko czarno-biały- uśmiechnął się tamten i podszedł do białowłosego.
- Gdzie teraz pójdziesz. Nezumi?
- Właśnie. Jestem Nezumi. Znajdę sobie jakiś kącik pod miotłą.- dotknął jego policzka i przysunął się.
- Czyżby pocałunek na dobranoc.- uśmiechnał się białowłosy przez łzy.
- Tak. Dokładnie taki jaki ty mi wtedy dałeś.- Nezumi złożył na ustach chłopaka bardzo delikatny pocałunek. Odwrócił się i odszedł.
Shion upadł na kolana, nie potrafił dłużej powstrzymać łez, więc lały się strumieniami. Przytulił  mocniej do siebie nierozumiejącego nic trzylatka. Po chwili otarł łzy i postawił chłopca na ziemi.
- Co... co s... się dzie...dzieje prosze.. p... pana?- wyjąkał ledwo co.
- Nie bój się. Od dziś jestem twoim braciszkiem. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Pamiętasz jak masz na imię?- pogłaskał go po główce.
- N...nie wiem... nie pamietam jak m.. mama mnie...
- Dobrze. Od dziś będziesz Tasukeru*. Dobrze?
- Hai...- płakał cały czas. Nie mógł przestać, ale Shion tylko uśmiechał się do niego łagodnie, choć sam ledwo powstrzymywał łzy.
- T..ten pan.. Kto to był?
- To był ktoś kto nas wszystkich ocalił.
- Wszystkich?
- Tak. Wszystkich. Mnie też. To bardzo dobry człowiek, który zmienił moje życie.
- A... a dokąd poszedł?
- Nie wiem.- odrzekł smutno.
- A.. d..da so... sobie radę?- chłopczyk stopniowo się uspokajał.
- Tak. Nieważne gdzie, ale on da sobie radę.
- A jak ma na imię?
- Nezumi.
- Jak mysz?
- Tak.- odpowiedział i spojrzał się w stronę gdzie odszedł podziwiany przez niego człowiek.- Dokładnie jak mysz.
Shion rozpostarł swe ramiona i uśmiechnał się do chłopca.
- Ja jestem Shion. Będę tu już zawsze gdy będziesz mnie potrzebował.
Chłopczyk rzucił się w ramiona swojego przybranego rodzica i ponownie zaczął płakać.
- Arigatou Nezumi-san. Arigatou za mojego nowego braciszka. Shion onii-chan.
- Dobrze. Wracajmy do domu.


~*~7 lat wcześniej~*~

- Ta-su-ke-ru!- wycedził przez zęby Shion.- Już nie pora na zabawy. No już! Kładziemy się spać! Jutro do szkoły, ja też!- próbował złapać niesfornego ośmiolatka.
- Nie! Nie chcę spać!- dalej uciekał teraz już większy chłopczyk, brunet o ciemnych oczach.
- Ech.- stanał zmęczony dwudziestolatek.- Co skłoni cię do snu?
- Opowieść!- łyskawicznie odpowiedział wpakowując siędo łóżka.
- Jaka historia?- białowłosy zgasił światło i zapalił lampkę. Położył sięobok chłopca. Ten wtulił się w jego ramię i patrzył mu w oczy.
- Tę o naszym bohaterze Nezumim.- zaśmieciły mu się oczka.
- Przecież słyszałeś ją już tyle razy.- pomasowął czoło zmęczony chłopak.
- Wiem! Ale bardzo ją lubię!- Od tego momentu jak śpiewał!
- dobrze, dobrze. Ale potem spać?
Chłopczyl pokiwał energicznie głową.
- Ech. Chyba nie mam wyboru.- uśmiechnął się.
- Yatta!- krzyknął za co dostał poduszką.
- Ćśśśśś... ciocia już śpi.(mama Shiona)
- Ach. Gumen. Już jestem grzeczny.
- Nezumi był jednym z Ludzi Lasu. Słyszał głosy królowej. Straże postrzeliły Nezumiego, a gdy próbowałem nas jakoś wydostać też dostałem. Tylko, że kula która mnie trafiła była śmiertelna. Wtedy gdy cały budynek się zawalił, a królowa lasu ocaliła wszystkich Nezumi płakał. Wiem to. I zaczął śpiewać. Była to najpiękniejsza pieśń w moim życiu. Zbudziła mnie z lekką pomocą Elyurias.
- Tak, tak! I wtedy...
- Ty opowiadasz czy ja?- podniósł brew.
- Ach.. gumen. Już siedzę cicho.
- Wracając. Nezumi razem z Elyurias ocalił mnie swoją pieśnią. Potem wyszliśmy, moim życzeniem było rozwalić mur. Elyurias je spełniła. Niestety kosztem mojej przyjaciółki Safu. Tej, na której grób ze mną chodzisz. Wtedy wróciliśmy po ciebie- zmierzwił mu włosy.- płakałeś. Nezumi pożegnał mnie...
- Onii-chan?- potrząsnął nim.

- Ah.. przepraszam.- nie zdawał sobie sprawy, że przerwał przypominając sobie pocałunek.- już mówię dalej. Pożegnał się i odszedł. Wtedy ja bardzo płakałem, bo był dla mnie bardzo drogim przyjacielem. Przytulałem cię mocno. Dodawałeś mi sił.- uśmiechnął się.- Pytałeś się czy Nezumi da sobie radę. Odpowiedziałem, że on wszędzie da sobie radę. Wtedy przytuliłeś mnie. Płakałeś i podziękowałeś Nezumiemu. Ja także mu dziękuję, że mam ciebie.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Dobra! Teraz spać!- zgasił lampkę i zamknął oczy.
- Shion onii-chan?
- Tak?
- Czy on kiedyś wróci?
- ..Nie wiem. Naprawdę nie wiem.- powiedział smutno.
- Wróci!
- E? Skąd wiesz?
- Po prostu wiem!- uśmiechnął się i pocałował białowłosego w czoło.- Dobranoc onii-chan.
- Dobranoc. Tasukeru.


~*~Teraz~*~

- Chciałbyś wiedzieć wszystko! Nie jestem taki genialny ja ty! I nie! Nie powiem ci gdzie i z kim wychodzę!  Mam telefon i będę do 21 w domu! Wychodzę! Nara!- wrzasnął przystojny nastolatek tuż przed zatrzaśnięciem drzwi.
- czek...- trzask.- Ech... dlaczego on jest taki buntowniczy?- podrapał się po głowie.
- hehe. Shion. Nie uważasz, że jesteś trochę nadopiekuńczy?- zaśmiała się już starsza pani Karan, której włosy zaczynały powoli siwieć.
- A.. mama. Nie, dlaczego?
- On ma już prawie 16 lat. Daj mu trochę swobody.
- Ale widzisz jak on się zachowuje? Przecież jego oceny też się pogorszyły!- chodził po pokoju cały nabuzowany.
- Shion, kochanie. On uczy się naprawdę dobrze. Robił to po to, żebyś był z niego dumny.- uśmiechnęła się.- Przecież dostał tylko parę trójek. Nie porównuj go do siebie.- pogroziła.
- Przecież ja wcale nie...
- A właśnie, że to robisz. Shion.. Jesteś pewien, że nie chcesz zafarbować włosów? Wyglądasz troszkę jak staruszek, a masz dopiero 28 lat.
- Nie. Nie chcę.- uśmiechnął się smutno.- ten kolor i blizny to jedyna pamiątka po czasie spędzonym z...
- Dobrze. Już rozumiem.- przytuliła go.- nie musisz wracać do szkoły?
- A! No tak! Papa mamo. Wrócę za jakieś dwie godziny!- i popędził w stronę uniwersytetu.


******

- Wiem, że źle się zachowałem, ale po prostu mnie zdenerwował! Nie mam ośmiu lat!- nerwowo poruszał rękami. Dziewczyna, która szła obok niego uśmiechała się tylko. Była to ładna, niska, krótkowłosa szatynka.
- Tasu-chan. Nie uważasz, że troszkę przesadzasz? On się po prostu martwi. Przecież to Shion-sama.
- Mmmmm... No bo.. a nieważne. Tylko dlatego, że spadły mi oceny. Nie mam takich aspiracji jak on! Wielki profesor!
- Tak, tak. Chcesz być samotnym wędrowcem, ale właściwie dlaczego? Po co chcesz zwiedzić świat.
- Chcę kogoś znaleźć.
- Kogo?
- Nieważne. Kiedyś ci opowiem.- pstryknął ją w nos i popędził do przodu.
- A! Tasu-chan!!! To nie fer! Czekaj.
Biegł przed siebie i wpadł na kogoś.
- Ach. Gumen.
Nieznajomy pomógł mu wstać. Miał włosy spięte w kitkę, niektóre opadały luźno na ramiona. Miały jakby kolor ciemnego oceanu, odbijającego światło księżyca nocą. Był dość dziwnie ubrany. W glany, szerokie spodnie, ciemna koszulka, na rękach pieszczochy a szyję oplatała arafatka.
- Cześć dzieciaki. Szukam kogoś. Pomożecie mi?
- No pewnie.- uśmiechnął się brunet.
- AAAAAAAA!!!!!- wydarła się jego przyjaciółka.
- Jezu! Mikoto! Nie strasz!
- Ale... ale... ale! Ten facet ma mysz na ramieniu!- schowała się za chłopaka.
- Boisz się myszy?- zaśmiał się.
- Przestań! A ty nie? Tasu-chan?
- Nie ma mowy. Zbyt dobrze kojarzą mi się te stworzonka.- uśmiechnął się.
Tajemniczy mężczyzna uśmiechnął się niezauważalnie dla tamtej dwójki.
- Nie martw się. Ten biały chłopiec ma na imię Hamlet.
- Ech? Hamlet? Jak bohater jednej z książek Shekspira?- zdziwił się chłopak.
- oooo. Czyli znacie takie klasyki.- ucieszył się mężczyzna.
- Hai! Brat często mi je czytał jak byłem młodszy.
- Brat?
- Hai!
- Powiedz mi drogi..
- Tasukeru.- dokończył szybko.
- A więc Tasukeru. Powiedz mi gdzie mogę znaleźć Shiona. W tym mieście nie ma raczej nikogo o taki imieniu.- zastanowił się.
- Chodzi panu o profesora Shiona?- zapytała dziewczyna.
- Profe... tak, tak. Znacie go?
- Hai! To mój starszy brat! Powienien być na uniwersytecie Mam pana do niego zaprowadzić?
- Nie trzeba. Mógłbyś mu coś przekazać?
- a... Hai.
Mężczyzna wyciągnął kartkę, podszedł do muru coś na niej napisał, po czym zgiął, włożył do koperty i dał piętnastolatkowi.
- Przekaż mu to proszę. Tasukeru.- poczochrał chłopaka po głowie, a odchodząc pomachał.

- Dobrze się sprawujesz, Shion. - wyszeptał do siebie.

- Dziwny facet.
- Masz rację, ale.. mam wrażenie, że skądś go znam..- zastanawiał się dłuższą chwilę.- nie. Nie mogę sobie przypomnieć. Dobra. Chodź do mnie. Wrócę wcześniej. Pogramy na playu czy coś.
- Okej!!!- krzyknęła zadowolona.

******

- Tadaima!- powiedział zmęczony Shion wchodząc do domu.
- Ach... Ćśśśś Tasukeru siedzi w twoim gabinecie. Zasnął. Miałeś być za dwie godziny, a która jest?
- 23. Wiem, przepraszam. Czemu Tasukeru tam leży?
- Ponoć ma dla ciebie coś ważnego. Nie pozwalał mi zobaczyć co to. Ponoć od jakiegoś tajemniczego faceta.
shion skierował swe kroki do gabinetu. Wyjął spod ręki chłopca kopertę. List i... pieniądze? Przecież dobrze sobie radzę. Po co ktoś miałby... rozszerzył oczy ze zdumienia gdy czytał list. 
- Shion. To od takiego pana..- ziewnął zaspany brunet.
- Jakiego?! Gdzie i kiedy go spotkałeś?! 
- E? Jakoś po 19 obok mostu "Yagiri" (wymyśliłam nazwę).
Shion nawet nie wziął ze sobą płaszczu tylko wybiegł szybko z domu.
Proszę! Proszę, bądź tam jeszcze! NEZUMI! Krzyczał w myślach.
Gdy już dobiegł do mostu był cały zmachany. Nie ma! Nie ma!
- Nezumiiiii!!!- krzyczał.
Biegał po mieście i wołał go. Gdziekolwiek się dało.
- Nezu...- ktoś pocągnal go za rękę i zatkał usta.
- Shion! Nie drzyj się tak! Wszędzie szukałeś?
- Tak! Wszędzie i nie mogę go znaleźć! To może być jedyna okazja!- płakał. Chłopiec pierwszy raz widziałgo w takim stanie.
- Ja poszukam w mieście, a Ty zobacz poza nim.
- E?
- Jesteś profesorem braciszku!- nadął policzki.- Rusz głową! Tam gdzie mieszkałeś gdy byłeś poza istniejącym wtedy No.6. Tam sprawdź!
- Dziękuję. Tasukeru. Tym razem to ty mnie ratujesz.
- Leć!
Turn on please :) Gdy Shion dotarł do swojego dawnego miejsca zamieszkania. Swoją drogą trochę musiał się namęczyć żeby wreszcie dostać się do środka.
- Nezumi! Nezumiiii! Nezumiiiiiii!- krzyczał i krzyczał, aż potknął się o... stół. Ten stół, na którym razem jedli. Shion pogłaskał jego powierzchnię i miał wrażenie jakby widział te wspólne posiłki. Taniec, którego się uczył. Kłótnie i inne momenty, które chciał pamiętać. Usiadł na łóżko - to co z niego zostało.- Pod poduszką leżała książka. Wyciągnął ją i zaśmiał się. W środku coś było. Zdjęcie. Ich zdjęcie. Jedyne jakie zrobili sobie, choć on tego nie chciał.
- Naprawdę Nazumi? Serio? "Makbet"? Dlaczego to jest tutaj?- złapał się za głowę i skulił się lekko.
- Shion. Jednak mnie znalazłeś.
Usłyszał ten kpiący ton. Ten niski głos. Podniósł wzrok i spojrzał w te oczy. Patrzył na te włosy, te usta, te ręce podpierające się po bokach. Wiedział, czuł że robi niezbyt miłą minę, bo był wściekły, bardzo wściekły.
- Dla..dlaczego?- zapytał mechanicznie.- Dlaczego teraz? Dlaczego nie wcześniej?! Odpowiedz!- kipiała z niego złość i żal.
- Wiem Shion. Wybacz, ale dlaczego to już chyba wiesz.- opuścił ręce wzdłuż tułowia.- Dawaj. Możesz mnie uderzyć.
Białowłosy powoli podchodził do niego zaciskając pięści.
W końcu zamachnął się. Nezumi zamknął oczy oczekując ciosu. Zamiast tego pięść przeszła obok niego, a poczuł ciepłe ciało przyjaciela.
- Shion?
- Nezumi Nezumi.. Ne..Nezumi. Nezu...Ne..zu..zumi...- płakał jak małe dziecko, ale uśmiechał się tak nostalgicznie. Czarnowłosy również go objął.
- Shion. Mażesz się jak baba.
- Hai!
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Hai!
Odciągnął go do siebie na długość ramion i uśmiechnął się po staremu.
- Ale ja nadal jestem od ciebie wyższy.
- Hai! Nie rób mi tak nigdy! A jakbym cię nie znalazł? Odszedłbyś tak po prostu?!
- Shion. Wiedziałem, że mnie znajdziesz.- złapał go za podbródek i pocałował delikatnie.- żeby potem nie było. To nie jest ani pożegnalny pocałunek, ani na dobranoc. Jest na przywitanie.
- Odszedłeś ode mnie dwa razy! Teraz już ci nie pozwolę!- uśmiechnął się i znów go pocałował.
- Ej! Shion! Nie za dużo tego całowania?- odwrócił twarz.
- Eeee. Czyżby Nezumi się zarumienił?
- Zamknij się!... Nawet jeśli to co! Idziemy!
- Gdzie?
- Do domu. Mam tutaj spać? Masz super chatę!
- Hai! Obiecaj, że zostaniesz!
- Obiecuję!
- Ale na pewno?!
- Tak! Obiecuję!
- Na 100%
Sprzeczali się tak, aż doszli do domu. (Turn off music please or not. Like you want)
- Mamo!- wbiegł do domu.
- Ojj. Shion. Co się...- rozszerzyła oczy ze zdumienia.- Nezumi-san. Jak to dobrze. Jak to dobrze, że wróciłeś... Witaj w domu.- uśmiechnęła się.
- Dziękuję. A gdzie Tasukeru?- zaciekawił się.
- Jeszcze nie wrócił? Pewnie wciąż szuka Nezumiego. Muszę go znaleźć! Nezumi.
- Tak?
- Nigdzie nie odchodź.- pocałował go i wybiegł z domu.
Nezumi chciał się wytłumaczyć z tego gestu, ale Pani Karan tylko się uśmiechnęła i z rumieńcami na twarzy odparła krótkie "Wiem".

- TA-SU-KE-RU!!! Gdzie jesteś?! Tasu...ugh!- zderzył się ze swoją zgubą.
- Shion onii-san! Nie mogłem go znaleźć! Przepraszam!
- Spokojnie on...
- Ale zrobię to! Wyruszę z pewną grupą i go..
-Tasukeru! On jest w domu. Wrócił ze mną. Chcesz poznać naszego bohatera?- uśmiechnął się podnosząc chłopaka.
- Tak chcę!

Gdy wrócili pani Karan siedziała razem z Nezumim w salonie przy herbacie.
- Tasukeru. Poznaj. Nezumi.
- Nie moge uwierzyć. W końcu jesteś!- przytulił go bardzo mocno.
- Hej.. czek.. Tasukeru?
- Nie zostawiaj już mojego brata! Nie zostawiaj go! On jest bez ciebie taki samotny! Zostań z nami.
- Samo...- spojrzał na tamtego z uśmieszkiem. Shion zareagował nagłym rumieńcem.
- Zostanę Tasukeru. Już nie będziesz musiał mnie szukać.- puścił mu oczko.- Tak. Przypadkiem usłyszałem parę dni temu. Pewien młodzieniec chce zwiedzić świat z trupą wędrownych aktorów co?
- Shion!- krzyknął chłopak.- miałeś zupełną rację! Nezumi jest wredny, cyniczny i denerwujący!
- Ej!
- Ale teraz już jest tutaj. Obok. W zasięgu ręki.- uśmiechnął się.
- Tasukeru? Dlaczego chciałeś go znaleźć?
- Bo byłem pewien, że będziesz szczęśliwy gdy wróci.- bąknał.
- Tasukeru! Jesteś najlepszym młodszym bratem jakiego mogłem mieć!
- Dusisz.. Dusisz..
- No dobrze. Nezumi dzisiaj śpi z Shionem. Nie zdążę pościelić.
Mamo. Widać, że kłamiesz. -,-
- Oyasumi! Shion. Nezumi.

Szli powoli na górę.
- Kiedyś mnie tak slodko nazywał.
- Jak?
- Wpadał do pokoju wołając swoje słodkie "Onii-chan!"- udawał ośmiolatka. Nezumi położył się na łóżku ściągając tylko buty. Shion zrobił to samo. Patrzyli w sufit.
- Szkoda, że mnie nie było. Tasukeru ma już 16 lat?
- Tak. Skończy w tym roku.
- Bardzo dobrze się spisałeś Shion.- odwrócił się do niego, leżąc teraz bokiem. Białowłosy dalej leżał na plecach i zakrył oczy ręką.
- To było cudowne 12 lat. gdybyś ty był z nami... byłyby czasem, którego nie oddałbym nikomu.
- Dałeś mu ładne imię, ale coś czuje że charakter ma podobny do mnie.
- A żebyś wiedział. Jest buntownikiem na maksa.
- Shion.
- Hm?- odwrócił się do niego, ale po chwili znów leżał na plecach z siedzącym na jego biodrach czarnowłosym. Trzymał jego ręce nad głową.
- Nawet nie masz pojęcia ile razy mi się to śniło.- pocałował go. Od tego się zaczęło. Całowali się coraz namiętniej, a gdy górne części garderoby już leżały na podłodze Nezumi oderwał się od niego.
- Nezumi?- powiedział zdyszany białowłosy.
- Nic się nie stało. Ja po prostu. Kocham cię, Shion.
- Ja też cię kocham, Nezumi.




Warto czekać nawet i 20 lat. Nigdy nie wiesz kiedy ktoś do ciebie wróci, a jeżeli kochasz całym sercem to nawet tęsknota mimo udręki będzie oznaką twoich uczuć, za którą podziękujesz. Więc czekaj. Wypatruj. Kochaj. Kocham bardzo mocno.
                                                              
Prof. filozofii i genetyki
Tasukeru zakończył pisanie tej
książki oddając jej całe serce.
Tak samo jak swojej rodzinie.


______________________
Pisałam to dwa dni.
Zmęczyłam się. Trochę to
serio wymęczyło.
 Co sądzicie? 
Jest 2:30 w nocy, a ja
to kończę. Idę spać. Dobranoc


Tasukeru - ocalony/ratunek

niedziela, 25 stycznia 2015

"Wiem o czym myślisz, wiem jaki jesteś" CZ.1

- Naruto! Mógłbyś ściągnąć nogi z ławki?- poprosił Iruka niby stanowczo.
- He?! Nie! Buuu- blondyn wystawił mu język.- niech się sensei zastanowi zanim coś powie.- spojrzał na niego ze złowrogim usmiechem.- bo KTOŚ może wypaplać pana sekrety.
- Dobrze, a więc zacznijmy lekcję.- wrócił do biurka jak gdyby nigdy nic.
- Co on się tak panoszy?- rzekł jak zwykle chłodno siedzący obok niego Uchiha Sasuke. Chłopak przeniósł się tydzień temu do tej szkoły i nie do końca znał panujące tu zasady.
- Oi.. Sasuke. To jest Naruto. Lepiej go nie denerwuj, nawet nauczyciele się go boją.- szepnęła do niego Sakura - miła dziewczyna, która od samego początku polubiła tego przystojnego bruneta.
- hmmmm.. a więc jest jednym z tych idiotów co to nie chce im się uczyć to zwracają na siebie uwagę w inny sposób.- celowo powiedział to głośno, a wszyscy zamarli. Nawet Iruka sensei.
- Ha?!- wrzasnął blondyn. Podszedł do biurka chłopaka i walnął w nie pięścią.- Widzę, że świeżaczek nie wie, że to moja placówka.- zaśmiał się.
- Mógłbyś mi nie przeszkadzać?- zapytał, a gdy spojrzał na niego z szyderczym uśmieszkiem i powiedział- Młocie.
Wtedy się zaczęło. Naruto chciał uderzyć chłopaka, który zręcznie ominął cios. Jednak to był tylko fart. Następnego kopnięcia nie uniknął i poleciał na kolegę obok. Naruto podszedł do niego, złapał za kołnierz jego ślicznie uprasowanej koszuli.
- Posłuchaj no Panie Uchiha. To moja szkoła i moje zasady. Nie będziesz ich przestrzegał, to następnym razem nie skończy się na siniaku. Odepchnął go i wziął torbę, ale zanim wyszedł wrzasnął jeszcze.
- I to się tyczy wszystkich!- i zatrzasnął drzwi.
Pozostali odetchnęli i rzucili się, aby pomóc nowemu.
- Sasuke. Czyś ty zwariował?- pomagał mu wstać Inuzuka Kiba. Jedyny chłopak w szkole, który miał pozwolenie na chodzenie do niej z małym białym pieskiem - Akamaru. Miało to związek z rodzinna tradycją czy coś takiego.
Wracając. Sasuke powoli wstał, ale to nie było dobrym pomysłem. Zanim zemdlał usłyszał tylko krzyk Sakury.
Obudził się w gabinecie pielęgniarki Tsunade.
- Obudziłeś się? To dobrze. Jak się czujesz?
- umm.. dobrze. Co się stało?- spytał podnosząc się powoli.
- Słyszałam, że Naruto cię kopnął, a on ma trochę siły. Masz ranę z tyłu głowy. Na szczęście to nie było nic poważnego, ale następnym razem uważaj. Każdy wie, że nie powinno się wkurzać Uzumakiego.- pogroziła mu palcem.
- Ale czemu nikt nic z nim nie zrobi? tsss... to taki młot.. jest silny, ale głupi.- Sasuke oparł luźno ręce na kolanach.
- Szczrze mówiąc to nie wiem do końca dlaczego.- powiedziała powoli zmieniając mu bandaż.- Podobno ma to związek z jego rodziną.
- Bogaty paniczyk i myśli, że mu wszystko wolno.. W szkole nie powinno być takich ceregieli- mówił spokojnie, ale z pogardą.
- No cóż. Dopóki nie wyrządza jakichś bójek w szkole to można to znieść.- uśmiechnęła się zawiązując bandaż.- No. Możesz już wracać do domu. Dziś masz wolne.
- Mogę przyjść jutro?- spytał z troską o swoja naukę.
- Pilny uczeń co? Pewnie, że możesz. Tylko uważaj.
- Oczywiście. Dziękuję za opiekę.- skłonił się i wyszedł.

Uchiha szedł powoli w stronę swojego domu. Był zamyślony. Zastanawiał się dlaczego ludzie nie zwracają na to uwagi i czemu właściwie on taki jest. Przechodził - jak co dzień od tygodnia - obok budki "Ichiraku ramen", w której jak zwykle siedział jeden klient.
aaa... jak ja kocham ramen
E? Zdziwił się Sasuke i rozejrzał w około, po czym spojrzał na chwilę w niebo.
- Chyba mi się przesłyszało..- stwierdził i poprawiając teczkę na plecach ruszył dalej. 
W domu(czy raczej pałacu) czekali na niego rodzice - Mikoto oraz Fugaku - siedząc przed telewizorem i oglądający wiadomości.
- Tadaima!- ściągnął buty i wszedł do środka. Ucałował mamę i poszedł do kuchni znajdującej się obok salonu
- Okayri. W lodówce masz obiad. Odgrzej sobie. Tanaka ma dziś wolne. W ogóle czemu tak szybko wróciłeś?- powiedziała kobieta po czym jeszcze raz spojrzała na syna.
- Sasuke! Co ci się stało?- podeszła do niego gdy szedł z talerzem w ich stronę.
- A to.. nic takiego. Ślizgie schody, a ja szedłem zapatrzony w plan.. wiesz mamo. Jeszcze nie ogarniam, co gdzie.
- Oj synku, ale nic ci nie jest?- troskliwa jak zawsze.
- Następnym razem uważaj synu. Twojej matce pęknie serce jak coś ci się stanie.- uśmiechnął się z kanapy.
- Nie martwcie się. Będę uważał, a gdzie Itachi?- spytał siadając obok rodziców na kanapie.
- Ach.. poszedł na rozmowę o pracę.- uśmiechnęła się kobieta.- Zawsze chce wszystko robić sam. Na pewno nic ci nie jest kochanie?
- Nie. Jest okej. Zjem, położę się i będzie dobrze.- uśmiechnął się do kobiety.
- No dobrze. Smacznego.- odparła i usiadła obok męża.
- Sasuke. Jutro z mamą wyjeżdżamy do Egiptu. Praca czeka. Wracamy jakoś za miesiąc.- poinformował ojciec.
- Spoko. Poradzę sobie. Jest Itachi i Tanaka.- uśmiechnął się.
- Ale będziemy dzwonić.- od razu dopowiedziała pani Mikoto.
- Nie ma sprawy mamo. Skończyłem. Dziękuję. Idę na górę.- zakomunikował jeszcze i wszedł po schodach.
Przebrał się w dresy i położył. Strasznie chciało mu się spać mimo, że była dopiero 13:00. Ledwo zamknął oczy, a już odpłynął.

     Szkoła, ale jakby inna. Szara, nawet ludzie. "Czemu nikt mnie nie słyszy?!". Ktoś krzyczy, ale kto? Biegałem po budynku w poszukiwaniu tej osoby. Cały czas wypowiadała to jedno pytanie. W pewnym momencie otworzyłem drzwi do... mojej klasy? Tam.. przy oknie.. siedział chłopak.. Płakał.. Bardzo płakał. Chciałem do niego podejść, ale była tam jakaś bariera. On dalej płakał. "Proszę.. niech ktoś mnie usłyszy" wyszeptał i nagle pomieszczenie zalało się wodą. Myślałem, że umrę. 

Sasuke obudził się ledwo co unikając zderzenia czołowego.
- Yo braciszku. O mały włos, a byś miał kolejny wstrząs.
- Itachi!.. Ale mnie wystraszyłeś. A tak w ogóle która godzina?
- Jest 3 w nocy.
- To czemu nie śpisz?- brunet przymrużył oczy.
- Spokojnie.. hehe. Wierciłeś się i nie dawałeś mi spać, więc cię obudziłem. Miałeś jakiś koszmar?
- Właściwie nie wiem.. to było dziwne. Czułem się jakby ta osoba mnie wołała.
- Ta osoba?
Chłopak opowiedział bratu sen.
- Rzeczywiście. Dziwne, ale to pewnie przez twój "upadek"- wyszczerzył się tamten wchodząc pod kołdrę.
- Czemu zrobiłeś cudzysłów? I czemu się pakujesz do mojego łózka!
- Mam dobrych informatorów braciszku. Słyszałem o Naruto.
- He? jak ty niby?!
- Mówię.. zna się ludzi to się wie, ale teraz idź już spać. Nie chcemy, żeby mama się o ciebie martwiła, więc odpocznij.- uśmiechnął się i wtulił się w jego plecy.- Dobranoc braciszku.
- Jeny, ale jesteś upierdliwy. No dobra tylko dziś.
- Um.- odparł zadowolony starszy brat.
- Dobranoc Itachi.

~*~*~*~*~*~*~

Następnego dnia wszystko wydawało się normalne. No moze poza tym bandażem na głowie chłopaka. Gdzieś w tłumie idących do szkoły mignęła mu blond czupryna.
Może dziś się uda..
Przystanął i rozejrzał się dookoła.
Znów się przesłyszałem? Zastanowił się, ale uznając że to nic wartego uwagi ruszył dalej. Gdy zmieniał buty przywitała go Sakura, Ino i Kiba z jego klasy.
- Ohayo wszystkim.
- Jak się czujesz?- spytała różowo włosa.
- Lepiej niż wczoraj. Dobrze, że nie siedzę obok tego głą...- druga dziewczyna - Ino- blondynka zatkała mu usta, a palec przyłożyła do swoich.
- Ćśśśś... nigdy nie wiesz czy cię przypadkiem nie słyszy. Bądź bardziej ostrożny S..Sasuke-kun - powiedziała pouczającym tonem.
- Dobrze.- westchnął.
W czwórkę ruszyli do klasy. Weszli do środka, a za nim wszedł także blondyn. Minął ich i podszedł do swojej ławki na końcu przy oknie. Runął na siedzenie i zapatrzył się w przestrzeń poza klasą. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Tak było bezpieczniej.
Dziś też nie udało mi się tego powiedzieć...
- Czego?- skierował pytanie do Inuzuki, a ten popatrzył na niego pytająco.
- Że co?
- Powiedziałeś... a dobra nieważne.
Sasuke usiadł na swoim miejscu i zaczął się zastanawiać o co chodzi z tym głosem w jego głowie. Koniec końców uznał, że to przez upadek. 
Aż tak go uderzyłem? Nie chciałem.. w ogóle tego nie chciałem... aaaa!!!! Dlaczego taki jestem?!
Znów ten głos. O co chodzi. Uwagę chłopaka przykuła reakcja blondyna zaraz po tym co TYLKO Sasuke mógł usłyszeć. Mianowicie Naruto zmierzwił sobie włosy i opadł na ławkę.
Sasuke zastanowił się przez chwilę i rozszerzył oczy ze zdumienia. Nie! To niemożliwe. Pomyślał i jeszcze raz spojrzał na Uzumakiego.
- Na co się gapisz?! korra!!- syknął blondyn. Nie! Znaczy! Nie lubię jak ktoś na mnie patrzy. To krępujące.
I znów położył się na ławkę tyłem do Uchihy. Za to ten złapał się za głowę. Było tylko jedno wyjaśnienie tej sytuacji. A było ono tak absurdalne.
CZYTAM W MYŚLACH NARUTO?!!
_______________________________
Dziękuję za  przeczytanie. Myślę, że teog będą jeszcze góra 2 części.
I jak podoba się pomysł?

poniedziałek, 19 stycznia 2015

"Ta miłość jest skomplikowana"

Jak zwykle goniłeś mnie z tym charakterystycznym automatem do napojów jak ze zwyczajną bronią. Zawsze udaje mi się uniknąć zderzenia ze wszystkim czym we mnie rzucisz. Tak słodko się przy tym denerwujesz. Uwielbiam to robić. Sprawiać, że wkurzasz się i coraz głośniej krzyczysz. Dziś miało być tak samo. Miałem cię zdenerwować, zwiać i pozdobywać informacje - dzień jak codzień, jednak coś było nie tak. Bo ty po prostu... 
przestałeś mnie gonić.. 
co było niemalże niemożliwe. 
Odstawiłeś TEN automat na środku ulicy, włożyłeś ręce do kieszeni i ruszyłeś w przeciwną stronę.
- Ej! Shizu-chan! - zawołałem. Zero odzewu. A co tam. Pójdę za nim i podenerwuję go jeszcze troszeczkę. 
Shizu-chan szedł przede mną twardym krokiem, a ja za nim podskakując radośnie. Dość zabawny widok, pewnie tak pomyśleliby sobie ludzie którzy nas nie znają. Nagle przystanął w parku i odpalił papierosa.
- Jak długo masz zamiar tak za mną łazić?- spytał nad wyraz spokojnie.
- hmmm... cały czas!- uśmiechnąłem się beztrosko
- Ech.. niech Ci będzie.- rzucił niedbale nawet na mnie nei patrząc.
- To wszystko? Tsk.. - strzeliłem językiem zirytowany-  jesteś nudny Shizu-chan.- pewnie zabrzmiało to jak wyrzut.
- Hai, hai.- machnął ręką.- Mów sobie co chcesz, nie zdenerwujesz mnie.
Szedł z przodu, a ja za nim.
Zawiodłem się. Jedyna osoba na tym świecie, której nie kocham i jeszcze odstawia coś takiego. No trudno. Ciekawe jak długo wytrzyma moją obecność. Zachichotałem.
- Izaya!- wrzasnął. No to już był stary dobry Shizuo.
- Nanda?- spytałem jak naiwne dziecko niby to udając, że pojęcia nie mam o co może chodzić.
Odwrócił się do mnie.
- Serio będziesz tak za mną łaził?
- Haaaaai! ~~ - ponownie infantylne zachowanie, które myślałem że zdenerwuje tego blondynka. A tu taka niespodzianka...
- To właź.- wskazał klatkę obok.
- Uwaaaa.. Shizu-chan. Nawet mnie zapraszasz.- wystawiłem mu język.
- Nie zapraszam Cię Ty pijawko!- krzyknął, ale opanował się co spotkało się z moim niezadowoleniem.- po prostu i tak byś sobie wszedł.
- Pewnie taak. - mój ton pewnie wydawał się znudzony, ale tylko na chwilę.
Ruszyłem do budynku z rękami założonymi na kark.
Shizuś otworzył drzwi kluczykiem, a ja wparowałem do środka.
- Uwaaaa ~~~
Podniecałem się jak małe dziecko. Biegałem wszędzie oglądając każdy zakamarek jego mieszkania.
Wszystko było biało-czarne jak jego ubrania.. Haha! Porozrzucane wszędzie ciuchy i pudełka od sztucznego jedzenia. Jedyne miejsce, w którym było czysto to łazienka.
- Chcesz coś jeść pijawko?
- hmmm... zrób coś. Głodny jestem.- uśmiechnąłem się chyba zbyt szczerze. Spodziewałem się wyrzucenia i wrzasków, a on spokojnie zabrał się za robienie jakiegoś żarcia. Postanowiłem się na chwilę poddać, bo serio byłem głodny. Włączyłem telewizję - wiadomości.
- Shizu-chan! Celty znów jest w tv!
- A! Widzę! Podobno dali za nią nagrodę.
- Noo.. Sporo. Hehe jak się z tym uporasz Clety? Ciekawie.
- Robisz Ty coś w ogóle poza wkurwianiem ludzi?
- Jesteś niedobry shuzu-chan. Przecież wiesz, że zbieram informacje. A one są bardzo cenne!- zacząłem się obracać.- Wiem wszystko o wszystkich w Ikebukuro!
Skakałem po kanapie w oczekiwaniu kolejnego wybuchu, który nie nastąpił.
No ileż można! Swoją drogą nie wiedziałem, że jestem taki niecierpliwy. Zamiast wybuchu przed moim nosem pojawił się talerz spaghetti.
- Arigatou.- ku mojemu zdziwieniu zabrzmiałem dość... serdecznie? Nie wiem po co w ogóle podziękowałem. Ludzie są przyzwyczajeni do mojego ciętego języka, ale do tego chyba nie za bardzo bo Shizuś siedział naprzeciwko szeroko otwartymi oczami. Po czym poprawił włost, położył łokcie na stole i mieszając spaghetti zagadnął.
- Izaya.. Ty umiesz dziękować.- ten triumfalny uśmieszek.
Nie wiem, w którym momencie zaczęła mi się podobać ta sytuacja. Jestem u Shizusia. Wkurzam go, a on się nie denerwuje, więc mam jakiś cel. Jemy spaghetti, to trochę jak przyjaciele? Brrrr.. okropne słowo nic nieznaczące dla przeciętnego człowieka.

- Skończyłeś?- zapytał odkładając talerz.
- Jeszcze nie.
- Mówię o wkurwianiu mnie.
- A... To też nie.. czemu?- serio się zdziwiłem.
- Dobra powkurwiaj mnie jak chcesz, ale to i tak nic nie da. Chciałbym cię teraz zabić pijawko, ale nie będę się denerwował. Za dwa dni będziesz musiał znaleźć kogoś innego do gonienia siebie przez całe miasto.
Wziął ode mnie talerz, a ja udałem jak zwykle normalne jak na mnie zaciekawienie.
- Jedziesz na wycieczkę? A! Może do dziewczyny co?- śmiałem się, ale co to jest? To co czuję w środku? Przecież ja nie bywam chory.
- Nie..- palił papierosa w kuchni.- Jadę do Ameryki.....
O mało się nie zakrztusiłem.
- Na stałe.
..........Ale dlaczego. On tak nie może. To nie fair. Przecież... Poczułem złość, jak nigdy poczułem taki gniew. Czemu sam się tego nie dowiedziałem? Czemu muszę to słyszeć od niego? Jakie to irytujące kiedy ktoś wzbudza w tobie takie emocje... emocje, o których nawet nie wiedziałeś.
- Hm? Izaya? Co żeś zamilkł?- wypuścił z ust kolejną porcję dymu.
Nie zdążył wykonać żadnego ruchu, gdyż przyparłem go całym moim ciałem do szafki i przycisnąłem lekko nóż do jego szyi. Popłynęła stróżka krwi.
- Mmmmm. Czyli jak teraz Cię zabiję to nie pojedziesz tak?- wyszeptałem mu do ucha. Co to za uczucie? Nie podoba mi się to.- Wiesz Shizu-chan. Nienawidzę cię najbardziej za wszystkich istot na ziemi.
- Wiem to.- mówił spokojnie.
- Więc dlaczego?- ogarnij się Izaya! Nie możesz mu pokazać tej strony samego siebie!
- Ha?- zmarszczył brwi.
- Dlaczego nie potrafię cię zabić?- prawie nie było mnie słychać. Opadłem powoli na ziemię. Naprawdę to robię? Naprawdę pokazuję komuś swoją słabą stronę? Jeszcze komuś takiemu jak Heiwajima Shizuo?
- Izaya. Co z tobą.- mówił spokojnie, kucnął przy mnie i chyba zamierzał położyć rękę na moim ramieniu.
Dobrze, że w porę się ocknąłem.
Gwałtownie wstałem chowając nóż i podszedłem do okna.
- Nic. Jedź sobie do Afryki, Ameryki czy gdzie tam chcesz. Przynajmniej będę miał jeden problem z głowy. Sayo.. sayonara..
- Czy mi się zdawało czy Izaya płakał? 
Nie. To pewnie moja wyobraźnia. Pakować się, pakować.

Uśmiechałem się do niego, ale czemu w moim głosie słychać było żal? I co to były za łzy. Przecież ja nawet nie wiedziałem, że umiem płakać. Biegłem tak, aby jak najszybciej znaleźć się w mojej bazie.
Gdy znalazłem się w tym budynku, miejscu owładniętym zazwyczaj towarzyszącym mi chłodem, odetchnąłem z ulgą i z uśmiechem na twarzy wszedłem do gabinetu.
- Izaya. Co jest? Wyglądasz na zmęczonego.- patrzyła na mnie z politowaniem.
- Nic. Namie-chan mogłabyś wyjść na trochę? Jak coś. To twój brat jest właśnie w barze sushi.
- Okej. Nie interesuje mnie co ci się przydarzyło, ale chociaż coś zjedz.- i już jej nie było.
- Już zjadłem Namie-chan.- szepnąłem- Spaghetti.
Czemu to zwykłe słowo wypowiedziałem z taką gamą żalu i ... smutku?
Co to jest? Jestem informatorem, a nie potrafię stwierdzić co to za uczucie? Rozrywa od środka, a jednocześnie rozlewa się jak ciepły udon. 
Położyłem głowę na biurku, żeby oczyścić mózg. Po namyśle postanowiłem wejść na czat.

Setton/kanra/Saika/Tanaka Taro/Bakyura
Celty  /Izaya/Anri  /Mikado         /Kida

Kanra: Ohayo! Coś ciekawego?
Saika: Konnichiwa!
Tanaka Taro: Domo!
Setton: Ohayo.
Bakyura: Yo! Nic się nie dzieje! Gadaliśmy o policji, choć wolałbym o dziewczynach. :)
Setton: To nie jest śmieszne! Oni naprawdę są straszni.
Saika: nie martw się Setton-san. Nie rób złych rzeczy to nie będziesz miała z nimi do czynienia.
Setton: Łatwo Ci mówić.
Tanaka Taro: Już już. Nie martwmy się na zapas
Bakyura: Hai hai! Ogłaszam, że Kanra dziś jest małomówny.
Tanaka Taro: Właśnie Kanra-san. Coś się stało?
Kanra: Nie.. mam do was małe pytanie.
Setton: Jeśli nie dotyczy policji to proszę.
Bakyura: Wszyscy cię słuchamy! Mówże do rodzinki!
Kanra: Osoba, której myślałem że dotychczas nienawidzę dziś się inaczej zachowywała i później powiedziała mi, że za 2 dni wyjeżdża daleko i już nie wróci. Poczułem tak jakby... sam nie wiem co, ale nie podoba mi się to uczucie.
Setton: Przecież to bardzo proste! Jesteś smutny, bo twój przyjaciel wyjeżdża.
Kanra: To nie jest mój przyjaciel..
Saika: Ale czujesz smutek prawda?
Kanra: Nie wiem, ale zezłościłem się na tę osobę gdy mi to powiedziała. Poczułem taką... pustkę no i nawet zebrało mi się na płacz. A co jeśli tam pozna kogoś z kim będzie się bawić lepiej ode mnie no i..

Naprawdę to napisałem? Izaya. Obudź się!

Bakyura: Kanra! Ne chcesz żeby ta osoba wyjechała prawda?
Kanra: No tak.
Setton: A więc to musi być to.
Saika: Zgadzam się. Na pewno.
Tanaka Taro: Też tak uważam, choć za bardzo się nie znam.
Kanra: Ale co?!
Setton: Nie do końca znamy sytuację, ale myślimy podobnie.
Bakyura: Kanra się zakochał! Kanra się zakochał!

Wyłączyłem czat. To nieprawda. Shizu-chan jest jedyną osobą, której nienawidzę. Miłość nie ma tu nic do rzeczy.

*** 2 dni później - Lotnisko ***


-Wszystko spakowałeś?- zapytał po raz kolejny jego pracodawca i przyjaciel.
- Nie masz się o co martwić.- odparł zamyślony blondyn.
- Okej. To możemy ruszać.- niecierpliwił się mężczyzna.
- Skoczę jeszcze do łazienki. Weź moje bagaże.
- Okej. To ja już wsiadam.
Shizuo usiadł na krześle w poczekalni  i wyjął z kieszeni nóż - no oczywiście, że tej pijawki.- który wypadł Izayi gdy ten wychodził(jeśli to można tak nazwać) przez okno.
- Ech...- westchnął głośno.- po co ja go w ogóle wziąłem. Nie mogę uwierzyć, że przez te dwa dni miałem spokój.. Ale czy on sobie poradzi bez tego?- ponownie spojrzał na scyzoryk.- Heh. przecież to ta pijawka. On daje radę we wszystkich sytuacjach. 
Już wstał i zmierzał ku drzwiom prowadzących do samolotu gdy usłyszał za sobą sapanie.
- M.. masz coś.. co.. na...leży do.. mnie.- Izaya trzymał się za kolana, aby złapać oddech.
- Mam. Trzymaj.- rzucił mu nóż.
- Nie o tym mówię.
- Ech?
Nim Heiwajima zdążył choćby pomyśleć ten niższy od niego mężczyzna już całował go namiętnie.
Heh.. wiedziałem, że to w końcu zrobisz ty mała pijawko. Uśmiechnął się do siebie w myślach.
Gdy w końcu się od siebie oderwali Shizuo uśmiechnął się.
- W jakim niby sensie to jest twoje?
- Shizu-chan po prostu się zamknij. Nie daj się tam nikomu zabić.
- Hai.- to jedno słowo wypowiedział tak czule, że Izaya chyba nie był w stanie tego znieść, więc ruszył przed siebie.
Odprowadził go do bramki.
- Pilnuj swoich rzeczy, bo ukradną.- mówił tonem matki upominającej niesforne dziecko.
- Hai, hai.
- I jedz jakoś normalnie.
- Tobie by się więcej przydało. Masz.
Izaya spojrzał co rzucił mu tamten. 
Klucz.
- Zrobiłem trochę spaghetti.- Odwrócił się przez ramię.- możesz trochę wszamać pijawko.
- Arigatou.
- Wow. Po raz drugi udało mi się to usłyszeć. A tak w ogóle to jadę tylko na miesiąc.
.
.
.
.
.
- Ech?- zesztywniał.
- Twoja mina jest bezcenna.- powiedział ledwo powstrzymując śmiech.
- To w ogóle nie jest ciekawe.- udał spokój mimo pulsującej na czole żyłki.
- Hai, hai.- wyrzucił papierosa. 
- Shizu-chan.-uśmiechnął się jak zwykle i pocałował go po raz kolejny.- Nienawidzę cię.
- Wiem.- oddał pocałunek- Ja ciebie też.

Wszystko pięknie, ładnie. Gdy Shizu-chan wrócił po miesiącu wszystko było jak dawniej... no może... jeśli nie licząc tych wszystkich nocy razem spędzonych to normalnie.. ganiamy się po prostu z przyzwyczajenia, ale ja i tak mocno go nienawidzę.

______________
I jak się podoba pierwsze opowiadanko? :)
Mnie się podoba z racji tego, że pisałam na bieżąco i to powstało z około 40 minut. :)





Ohayo!

Ohayo!

Część z Was mnie zna, część jeszcze nie. Założyłam tego bloga, aby zacząć coś nowego, ale nie takiego długiego. Dlatego będę tutaj pisać one-shoty!

Czyli krótkie historie waszych ulubionych paringów! Głównie będą to NaruSasu oraz Shizaya, ale obczaję jeszcze inne, albo Wy powiedzcie jakie paringi byście chcieli :) 

Postaram się spełnić wasze marzenia. 
Za jakieś 20 minut pojawi się tu pierwsze opowiadanko. :) Do zobaczenia i liczę na komcie. :)