niedziela, 11 października 2020

Miłość jedno ma imię - 13

Kochani no w końcu! 
Jeszcze jeden rozdział i moje ulubione opowiadanie skończone!
Zapraszam do czytanie i małe ogłoszenie.
Jeśli chcecie pomóc pewnej dziewczynie w spełnieniu marzeń to możecie zrobić to pod tym linkiem.
Z góry dzięki ;)
Pojadę do Japonii


_______________________________________________________

Nazajutrz rano Kakashi zabrał mnie ze szpitala.
- Gdzie jest Boruto?- spytałem w samochodzie.

- W szkole. Jeszcze nie ma wakacji.- zaśmiał się.
- No tak. Ja nawet nie pamiętam, w której moja córka jest klasie.
- Masz córkę?
- Tak, ja... to długa historia.- westchnąłem nerwowo.
Białowłosy zatrzymał się przed jakąś kawiarnią i wzruszył ramionami otwierając drzwi.
- Mamy czas.
Weszliśmy do niewielkiej knajpki. Gdy na stole pojawiła się kawa oraz ciasto, a ja po pierwszym łyku pierwszy raz opowiedziałem komuś dosłownie całe swoje życie. Z każdym słowem czułem jak z barków spada ogromny ciężar. Tak jakby dopiero teraz schodził z nich wielki youkai* towarzyszący mi przez te wszystkie lata.
-... I teraz jestem tutaj. Szukam go po dosłownie całym świecie tylko dlatego, że pozwoliłem mu zniknąć.- schowałem twarz w łokciach, kładąc się na stoliku.

Po zbyt długiej ciszy podniosłem wzrok na szarowłosego mężczyznę i czekałem na reakcję.
Mężczyzna zrobił niejednoznaczną minę, jakby grymas połączony ze znakiem zapytania. Przejechał palcami po brodzie i dopiero wtedy powoli wypuścił powietrze. 
- Umm.. Wow... Tego się nie spodziewałem. Zwykle takie rzeczy widzi się w filmach. Jednak patrząc na waszą dwójkę. Oboje macie bardzo burzliwe życie.- upił łyk kawy.
- Nie musisz mi tego mówić. Chciałbym kiedyś porozmawiać tak z Sakurą. Chciałbym żeby spotkała się też z Naruto. On bardzo się obwiniał o jej nieszczęście.
- Domyślam się. O niej również zdążyłem się nasłuchać. Z opowieści Naruto sądzę, że bym jej nie polubił no ale on nigdy nie powiedział o niej złego słowa.

- On już taki jest.
- To prawda. No dobra. Dosyć o Naruto. Powiedz mi co ty w ogóle robisz w swoim życiu. Masz firmę tak? Czym się zajmujecie?
- No tak. W sumie bardziej niż ja to obecnie szefem jest tam mój wspólnik. Jest to firma właściwie założona przez moją rodzinę. Nazywa się "Coralson", jesteśmy ogólnoświatowym sklepem internetowym. Tak w skrócie. Sprzedajemy głównie ubrania. Nie jest to coś co zbudowałem.
- Nie znam się, ale nazwę słyszałem. To widzę, że fajnie można zarobić.
- Można, ale jak już mówiłem na tę chwilę to nie do końca mój biznes.
- Już nie bądź taki skromny. Szef to szef.- puścił mi oczko.
- Ale to prawda. A Ty Kakashi? Jak zostałeś detektywem?
- To trochę głupia historyjka.
Poprawiłem się na krześle, uśmiechnąłem i zrobiłem ruch ręką który można odczytać jako "opowiadaj".
Starszy mężczyzna zaśmiał się cicho i również się poprawił.
- Byłem w trakcie studiów historycznych. Właściwie dopiero je zaczynałem. Jeżeli ktoś z mojego rocznika miał problem z jakimś działem to pomagałem. Byłem trochę prymusem.
- Ciekawie. I co się stało?
- Któregoś razu uczyłem się w bibliotece i obok przysiadła koleżanka z roku. Czytała kryminał. Spytałem o czym jest książka. Opowiedział mi trochę fabułę, tyle ile przeczytała. Ja dla zabawy opowiedziałem jej moją teorię jak skończy się ta książka. Tydzień później ta koleżanka w szoku pytała mnie czy nie czytałam jej już wcześniej. Powiedziałem, że nie. Ta dziewczyna spojrzała na mnie, schowała książkę za plecami i gdy wiatr rozwiał jej włosy powiedziała "Powinieneś zostać detektywem". A ja po prostu odpowiedziałem "Okej".
- Waw. To dopiero jest romantyczna historia. Jak miała na imię?

- Nie pamiętam. Jakoś tak rzuciłem historię i poszedłem na kryminalistykę i jakoś bardziej mi się spodobało.
- Tego typu historie są najlepsze.
- Dobra. Opowiem ci jeszcze o moich podbojach miłosnych. Pewnego dnia...
- O nieeee... Kakashi- przerwałem mu śmiejąc się.
Długo tak rozmawialiśmy. O życiu, problemach, ulubionych filmach. Jednak z tyłu głowy rozbrzmiewała myśl, że pojutrze zobaczę się z Naruto.

*******************************************

Naruto siedział już w pociągu. W drodze do Tokyo. Czuł się nieswojo. Dalej posiadał inną tożsamość, bał się że wszystko pójdzie na marne jeśli opuści gardę.
Nastała już noc, więc temperatura nawet w środku była niższa.
Mężczyzna miał na sobie grubą szarą bluzę z kapturem.
Rozmyślał jak to wszystko będzie wyglądać i jak to się stało, że Sasuke wziął udział w aresztowaniu jego największego strachu. Odczuwał też z tego powodu dyskomfort, bał się że to jego wina, że wpakował go w to wszystko.
   Mimo wszystko nie żałuję że wtedy zostałem dłużej, że się spotkaliśmy. W życiu bym nie pomyślał, że uczucie potrafi przetrwać tyle lat. Uśpione. Wystarczyła tylko twoja twarz żeby odżyło we mnie wszystko.

********************************************
2 dni później
Wzgórze Atago
18:27


Sasuke chodził od drzewa do drzewa. Czekali tam już prawie pół godziny. Boruto bawił się patykami i wchodził co rusz na inne drzewo, a Kakashi leżał najzwyczajniej w świecie pod drzewem. Zrelaksowany jak nigdy.
- Sasuke. Twoje łażenie w kółko nic nie zmieni.
- No tak, ale czemu to tak długo trwa?
- Zawsze mógł mieć jakieś opóźnienie. Siadaj obok i się uspokój. Twoje zachowanie może też zdenerwować Boruto.
- Przepraszam.- oparł się o drzewo obok mężczyzny. Zerknął na chłopca.
Wyglądał na zwyczajne bawiące się dziecko, ale też co chwilę się rozglądał i patrzył na nich z pytaniem wymalowanym na twarzy.

19:43

- Dalej uważasz, że nic się nie stało?- wyszeptał Sasuke już bardzo zmartwiony.
W międzyczasie Boruto zaczął się już nudzić i podszedł do białowłosego.
- Wujku?- w jego głosie można było usłyszeć czystą rozpacz.
- Tak?
- Czy.. czy tatuś nie chce mnie poznać?- patrzył w ziemię.
Mężczyźni spojrzeli po sobie poważniejąc.
- Boruto. Nie ma na całym świecie osoby, która tak bardzo pragnęłaby kogoś poznać jak twój ojciec ciebie.
- To czemu go nieee maaa~~ chłopiec nie mógł już powstrzymać łez, a żaden z obecnych nie próbował go uspokoić.
Kakashi przyciągnął chłopca do siebie, przytulił go i zaczął głaskać po plecach.
Spojrzał na Sasuke wzrokiem mówiącym "przyjdzie".

20:25

Boruto przed chwilą zasnął. 
Kakashi wstał i zaniósł go do samochodu po czym wrócił do bruneta.
- Jadę z nim do domu, a ty...
- ... zostanę.- dokończył stanowczo.
- Domyślam się, że on się po prostu bał. Ale jak mam to teraz wytłumaczyć młodemu.- posmutniał.
- Kakashi.- ścisnął jego ramię.
Nic więcej nie powiedzieli. Zrozumieli. 
Sasuke położył się na nieco już chłodnej ziemi.
- Oj Naruto, nawet nie myśl że zrezygnuje. Będę tu czekał choćby i kilka lat, aż przyjdziesz na umówione spotkanie.

22:13

Nie przewidział tego, że zmorzy go sen.
Na górze nie było żywej duszy, a jednak przy Sasuke stanął trzydziestoparoletni szatyn ubrany w szarą bluzę z kapturem, kurtkę i z zarzuconą torbą na ramię.
Kucnął nad nim i uśmiechnął się smutno.
- Nawet teraz ryzykuję. Co jeśli coś wam się mimo wszystko stanie.
Na sekundę stracił czujność. I ta sekunda wystarczyła. Nie wiedział kiedy znalazł się na ziemi, do której przyciskał go ten mężczyzna.
- Dlatego masz też mnie.- powiedział cicho i przytulił go tak jakby bał się, że zaraz zniknie.
Tak właśnie było.
Leżeli tak w ciszy. Przytuleni pod nocnym niebem, z dala od zgiełku miasta. Wsłuchani w swoje oddechy.
- Naruto.- zaczął brunet i podniósł się żeby na niego spojrzeć. W chwili gdy wypowiedział jego imię odczuł czas bez niego. Łzy ciekły mu po policzkach kończąc swoją drogę na bluzie drugiego mężczyzny.
- Naruto daj mi już tak do siebie mówić. Nie odchodź już nigdy. Nie uciekaj. Nie bój się. Ja nie ucieknę. Zostaję. Zostaję z tobą gdziekolwiek nie pójdziesz ty głupi matole!
Naruto podniósł się do pozycji siedzącej patrząc na mężczyznę z uśmiechem.
- No no no. Pan Uchiha potrafi naraz wykrzesać z siebie tyle uczuć?
- Zamknij się Uzumaki!- warknął i osuszył łzy.
- Hahahahahahahahahah- nie mógł przestać. Śmiał się jak za dawnych lat. Śmiał się, bo mógł. Śmiał się bo nie musiał już być czujny. Śmiał się, bo mógł żyć. 
W pewnym momencie zaczął śmiać się i płakać jednocześnie, a Sasuke poszedł w ślady za nim.
- I czego ja się bałem.- wycierał nos rękawem.- Uchiha zniszczył część półświatka przestępczego. Mając ciebie obok będziemy niepokonani.
- I to ma się rozumieć Uzuzmaki!- pacnął go po głowie.
Śmiali się i płakali na zmianę.
- Czekałeś na mnie. Już dawno minął czas spotkania.
- Czekałbym tu tak długo, aż byś przyszedł. Dlaczego się spóźniłeś?- zmarszczył brwi.
- Tak naprawdę byłem na czas,- spuścił wzrok.
- Co? Widziałeś nas? Boruto?
- Tak.
- To dlaczego nie...
- Bałem się, że jak tylko się pojawię ktoś może wam zrobić krzywdę.
- Naruto. To już koniec. Koniec ukrywania się, koniec...
- Wiem o tym i nie masz pojęcia jak się cieszę, ale w mojej głowie...
- Rozumiem. Ogarniemy to. Pomogę ci. Ja mówiłem całkiem serio Naruto. Zostaję.
- Wiem. Nie wierzę, że musiało się tyle wydarzyć żebym mógł z tobą być.- zamrugał dwa razy.- bo chcesz ze mną być tak?
- Jesteś niemożliwy Uzumaki!- przytknął swoje czoło do jego.-oczywiście, że chcę.
- Ale najpierw...
- ...Boruto. Wiem. Czekał na ciebie. Bardzo tęskni i chce cię poznać.
- Mój synek, mój mały chłopiec. W końcu będę mógł... Ale ja nie mam pojęcia jak być rodzicem! A co jeśli...-zaczął panikować.
- Naruto.- uspokoił go.- małe kroczki.- pocałował go w czoło.
- Sasuke. Dziękuję. Za wszystko. Za całe życie. Nawet za błędy i za cierpienie. 
- A ja cię przepraszam i już nigdy nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Właściwie to...- sięgnął do kieszeni płaszcza.- chciałem z tym poczekać, ale gdy cię zobaczyłem nie mogłem już się doczekać żeby cię spytać.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i uklęknął na jedno kolano.
- Jesteś moim przeznaczeniem i w życiu nie myślałem, że pokocham kogoś tak bardzo. Mógłbym czekać na ciebie całe życie. Bez ciebie nie istnieję. Dlatego odpowiedz mi.
Naruto. Wyjdziesz za mnie?
...
...
...
...
...
...
Naruto po dłuższej chwili rzucił się na mężczyznę całując go namiętnie. Pomiędzy pocałunkami brunet zdążył jeszcze spytać.
- Czy to znaczy tak?
- Jesteś niemożliwy Uchiha! Oczywiście, że t... A co z Boruto.- nagle pomyślał.
- Naruto. Boruto mnie bardzo lubi, ale poczekam na twoją odpowiedź. Chodź.
Wstali i trzymając się za ręce ruszyli w stronę miasta.
- Chodź poznać swojego syna.
W stronę miasta podążało dwóch dorosłych mężczyzn trzymając się za ręce. Ich szczęścia nie dało się do niczego porównać. Ponieważ przeżyli oni rzeczy niedostępne dla innych ludzi. Tyle cierpienia. Teraz na ich drodze miało gościć szczęście. Dlatego, że mieli po prostu żyć i być z ludźmi których kochają.

******************************
W innym rejonie świata młoda dziewczyna siedziała przy swoim biurku patrząc na małe pudełko. Prezent, którego nie otworzyła.
Bała się, że może coś dla niej znaczyć.
Ciekawość jednak w końcu wygrała. Otworzyła pudełeczko, a w środku znajdował się medalik i malutki kluczyk. 
Otworzyła nim srebrne kółeczko.
Jej oczom ukazała się ona sama, w wieku może pięciu lat oraz jej tata trzymający ją na barana. Oboje uśmiechnięci i szczęśliwi. 
- Głupota.- zamknęła medalik i wrzuciła do śmietnika.
Dopiero wtedy zauważyła  mały liścik w pudełku.

"Córeczko.
Wiem, że nie rozumiesz dlaczego to wszystko tak wygląda. Niestety życie toczy się czasami samo i nie mamy na to wpływu. Ja postanowiłem być szczery sam ze sobą.
Kiedy się w kimś kiedyś zakochasz zrozumiesz wszystko.
Kocham Cię.
Tata."

Wstała, wyciągnęła wisiorek ze śmietnika. Założyła go i położyła się na łóżku.

- To nie tak, że nie rozumiem tato. Wtedy nie rozumiałam, ale pamiętam jak na niego spojrzałeś w tym kościele. Rozumiem. Po prostu odwiedź mnie czasami. Spędź ze mną czas. Daj mi poczuć, że jestem twoją córką.- uśmiechnęła się.- Pewnie, któregoś dnia ty zrozumiesz jak to się robi. Głupi staruszku.
________________________________

Soundtrack:
  • Given - Samishiikunaiyo
  • Given - Subete ga susumi hajimeta





czwartek, 24 września 2020

Jestem tu - cz.11

     Już w podstawówce zacząłem zauważać - nauczyciele i rodzice również - że mam predyspozycje do uprawiania sportu. Dobrze szła mi gra w piłkę nożną, w baseball, a nawet okazjonalnie softball. Jednak kiedy pierwszy raz odbiłem piłkę do siatki wiedziałem, że jest to coś co chcę robić przez całe życie. 
Czułem wielką ekscytacje. Podczas pierwszych treningów w szkolnej drużynie, gdy przymierzyłem swój pierwszy strój, podczas pierwszego meczu. To cudowne uczucie, że wkraczam w nowy nieznany świat.
   Chciałem być coraz lepszy i lepszy. Lubiłem grać, uczyć się nowych technik i swoich kolegów z drużyny.
W gimnazjum okazało się, że jestem najlepszym zawodnikiem w danym regionie co napawało mnie niesamowitą dumą. Pomyślałem, że teraz będę się ciągle piąć w górę. Jednak pod koniec pierwszej klasy pierwszy raz poczułem nudę. Podczas treningów i meczów.         Nikt nie był dla mnie wyzwaniem. Wygrywałem wszystko, oczywiście nie sam. Moi koledzy się cieszyli. Podziwiali mnie. Zresztą nie tylko oni. Cieszyłem się dość sporą popularnością.

Pewnego dnia w wakacje wyszedłem z domu. Rodzicom powiedziałem, że idę poćwiczyć, ale... Tak naprawdę nie wiedziałem gdzie idę. Było ciepło mimo zachodzącego słońca. Po drodze nie spotkałem prawie nikogo. Odbijałem sobie piłkę. Bez celu. Bez większej przyjemności. Przystanąłem przy boisku sportowym.
   Czemu nie - pomyślałem.
Zacząłem serwować.
Raz za razem
Raz za razem
Raz za...

W pewnym momencie podrzuciłem piłkę, podniosłem rękę i zamarłem. Piłka spadła na ziemię, a ja opuściłem ręce.
Kucnąłem i wziąłem ją w dłonie.
- Może jednak czas się poddać.

- Nie możesz!- usłyszałem niedaleko.
Odwróciłem się. Za siatką stał chłopak niewiele młodszy ode mnie. Z zawstydzeniem zasłonił rękami usta.
- Ohayou!- uśmiechnąłem się.- podglądałeś mnie?
- Ieee!!!- od razu zaprzeczył.- Ja tylko... etto.
Pomyślałem wtedy, że to strasznie wstydliwy dzieciak.
- Ile masz lat?- zapytałem wstając z ziemi.
- Mam trzynaście lat.- odparł.
- Oooo. Jesteśmy prawie w tym samym wieku. Ja mam czternaście.- uśmiechnąłem się. Chłopak spojrzał na mnie nieśmiało, a ja kiwnąłem głową żeby wszedł na boisko.
Gdy wszedł przez bramkę, podszedł do mnie i spojrzał hardym wzrokiem.
- Chcesz coś powiedzieć?
Chłopak nabrał powietrza i spojrzał mi prosto w oczy.

Są w życiu chwile, który mimo ich zwyczajności zapamiętujemy, bo wpłynęły znacząco na nasze decyzje. Tego dnia nie stało się nic konkretnego, to była właśnie tego typu chwila. Zwyczajna chwila, która prawdopodobnie zmieniła moje życie. 

Gdy ten nieznajomy chłopak z całą stanowczością jaką w sobie miał powiedział mi.
- Senpai. Nie porzucaj siatkówki! Jesteś niesamowity i widzę, że jest ona dla ciebie ważna.
Zamurowało mnie na chwilę, po czym się zaśmiałem.
- Hahahahahahhahahahahaha no proszę. Jakie śmiałe słowa. 
- Proszę nie zostawiaj siatkówki. Siatkówka jest.. jest.. dla mnie jest najpiękniejszą rzeczą na świecie.
- Ooooo. Chcesz ze mną poćwiczyć młody?
- Hai!- ucieszył się niczym pięciolatek.- Jestem Kageyama Tobio.- ukłonił się lekko.
- A ja Oikawa Toru. Miło mi.
Chwilę razem poodbijaliśmy, a potem pokazałem mu swój autorski sposób serwowania. Niepowtarzalny. Chłopak chwilę się tym pozachwycał, nie powiem że mi się nie podobało takie uwielbienie.
- Mogę spróbować?- zdziwiło mnie to pytanie. Przeważnie ludzie w odpowiedzi na moje umiejętności ustępowali mi drogi, albo mówili, że nigdy nie będą tak dobrzy jak ja.
- Pewnie.- podałem mu piłkę.
Byłem w szoku gdy ten ledwo co poznany chłopak wykonał mój serw z odwzorowaniem prawie 1:1.
- Aaaaa.. nie do końca mi wyszło. Co powiesz senpai?
- E... Ja... To było niesamowite Tobio-chan.. A, gumen.
- Iiyo.- uśmiechnął się.- może senpai tak do mnie mówić.
- Super.- dalej byłem w szoku. 
Pograliśmy jeszcze trochę razem i byłem, aż zdziwiony że pierwszy raz od dawna cieszyłem się samą grą.
Często widywaliśmy się na tym boisku w wakacje. 
Ostatniego dnia pożegnaliśmy się i umówiliśmy, że co jakiś czas będziemy razem grać. Wymieniliśmy się numerami telefonu.
Podejrzewam, że moja mina w dniu pierwszego treningu po rozpoczęciu roku była bezcenna. 
- Tobio-chan!!?- wrzasnąłem gdy zobaczyłem chłopaka wśród pierwszorocznych.
- A. Oikawa-senpai!- oczy mu się zaświeciły.- Nie miałem pojęcia, że chodzisz do tego gimnazjum. Czemu nic nie mówiłeś?
- Ty też nic nie powiedziałeś młody! Jak fajnie. Itte!- krzyknąłem czując uderzenie z tylu głowy.
- Iwa-chan. Czemu mnie bijesz.
- Bo się wydzierasz na całą sale. Rozumiem, że znasz jednego z naszych nowych zawodników, ale czy mógłbyś wrócić do szeregu i pozwolić trenerowi dokończyć powitanie.- podniósł brwi i spojrzał na mnie karcąco.
- Ha~i. Sumimasen.- odparłem.

Bardzo się cieszyłem, że chłopak który na nowo wzbudził we mnie miłość do siatkówki będzie z nami grał, jednak... Z czasem, nawet nie wiem kiedy to się stało, że z ukochanego młodszego kolegi stał się dla mnie kimś na kogo nie mogłem patrzeć. 
Z dnia na dzień stawał się coraz lepszy, a ja stałem w miejscu.
Gdy on dalej mnie podziwiał i starał się jak mógł, ja zacząłem go odrzucać i traktować jak powietrze. 
Dziś wiem, że była to zwykła zazdrość, ale wtedy. Nie wiedziałem co mną kierowało, ale przez sposób w jaki zacząłem go traktować z zafascynowanego grą dzieciaka zaczął rosnąć pozbawiony skrupułów zimny drań. Przez to, że wymagał dużo od siebie, zaczął postrzegać kolegów z drużyny jako ciężar. Przełożyło się to na relacje i koniec końców dostał przezwisko "Wielki Król", co w żadnym stopniu nie było podyktowane jego zdolnościami. Reszty dowiedziałem się z opowieści. 
Ponad rok nie widziałem Tobio-chan, a gdy ponownie spotkaliśmy się na boisku był w towarzystwie Hinaty (i innych członków swojej drużyny). Byłem zły na siebie przez wszystko co zrobiłem, ale dalej chciałem udowodnić, że jestem lepszy od niego.
   Nie wiem kiedy i jak to się stało. Spotkaliśmy się na kilku meczach treningowych, czasem przypadkowo na mieście. Zawsze był z tym.. z tą małą fretką. 
Zaczęło mnie to irytować. Któregoś razu gdy musiałem uderzyć w niego jakąś ripostą ten rudzielec obronił go. Słowami wbił mnie w ziemię. Gdy spojrzałem na Tobio... jego oczy.
Oczy, które ja napełniłem samotnością i smutkiem. Gdy patrzył wtedy na tego rudzielca te oczy były przepełnione zaufaniem, spokojem i miłością.
Niesamowite. Wtedy sam nie wiedziałem co we mnie wstąpiło. Przeprosiłem Tobio. Potem w domu napisałem do niego wiadomość prosząc o spotkanie. 
Jakoś tak wyszło, że zrzuciłem z siebie wszystko co mi ciążyło i poczułem ulgę. Zaczęliśmy rozmawiać jak starzy znajomi. Z czasem zaufał mi na tyle, że powiedział o uczuciu do chibi-chan. 
Zabolało, ale jeszcze nie wiedziałem dlaczego.
Chciałem mu pomóc, choć coś dyktowało mi inaczej.
  Teraz nadeszła chwila, której pragnąłem. Odkupiłem swoje winy, a Tobio sam do mnie przyszedł, więc dlaczego czuję taką... pustkę.

____________________________________

Oikawa pocałował młodszego kolegę, na co tamten pozwolił. Całując się dość namiętnie przenieśli się na kanapę do salonu.
Wtedy Kageyama popchnął gospodarza na oparcie, a sam usiadł mu na kolanach i spojrzał w oczy.
Czuł swego rodzaju przyjemność pomieszaną z bólem. 
 Gdy chciał ponownie go pocałować Oikawa odsunął go, popatrzył mu w oczy i uśmiechnął się smutno.
- Myślałem, że dam radę.- pogłaskał go po policzku.
- Ha?- chłopak zmarszczył brwi.- przecież ja też tego chcę.- sam nie wierzył, że to mówi.
- Nie Tobio-chan. Nie chcesz tego.
Chłopak opadł obok na oparcie i zasłonił oczy przedramieniem.
- Skąd wiesz czego chce, a czego nie.- burknął zły, czując gule w gardle.
- Twoje oczy.- Oikawa podkulił jedną nogę i oparł czoło o kolano.
- Moje co?- spojrzał na niego.
- Oczy. Gdy patrzysz na mnie, albo nie widzę tam nic, albo smutek. Nie chcę tego robić gdy patrzysz na mnie w ten sposób.
- Oikawa-san...
- Wiesz Tobio, może tego nie zauważyłeś, ale..- nie patrzył na niego.- zakochałem się w tobie.- zaśmiał się.- śmieszne co nie. Jak w telenoweli.
- Ano.. senpai. Sumimasen. Nie wiedziałem. Gdybym wiedział ja...
- Tobio.- spojrzał na niego i uśmiechnął się uspokajająco.- nic się nie stało. Po prostu nie chcę żebyś robił rzeczy, których będziesz potem żałować.
Bzzzzz Bzzzzz
- A. Sumimasen.
Chłopak wyciągnął telefon i przeczytał smsa.
Stanął do kolegi tyłem.
- Oikawa-san przepraszam. Wiem, że dużo się między nami działo od początku naszej znajomości, ale... ale ja wciąż. Wciąż cię podziwiam senpai! Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i nie chcę cię stracić.
- Wooowoooow. Powoli.- zarzucił mu ramię na szyję i uśmiechnął się jak zawsze.- Nie stracisz we mnie przyjaciela młody. Mam nadzieję, że wyjdzie ci z rudzielcem, a jak nie to się nie załamuj. Okej?
- Hai.- zamrugał zdziwiony.
- A o mnie się nie martw. Wiedziałem od początku. Prawdopodobnie zanim ty wiedziałeś. Pamiętaj też, że miłość między dwojgiem mężczyzn jest trudna.
W sensie..
- Wiem o czym mówisz senpai.- spojrzał na niego hardo, jak kiedyś.- Za dziś.- skłonił się w pół- bardzo ci dziękuję! Bardzo dziękuję senpai.
- Pewnie. Do usług młody.
- To ja...
- Spokojnie. Możesz u mnie zostać, nie będziesz wracał o tej porze.
- To pójdę się już położyć.
- Pewnie. Wiesz gdzie jest mój pokój. Ja zadzwonię do rodziców.
- Oyasumi.
- Oyasumi.

Oikawa w półmroku podniósł komórkę i znalazł numer.
- Oikawa? Raczej nie dzwonisz w takich godzinach.
- Iwa-chan! Konbanwa.
- Co tak oficjalnie? Dobrze się czujesz?
- Ano, ja... Tobio u mnie dziś nocuje.
- I co w związku z tym.
- I.. no..- ciężko było mu się wysłowić.- Całowaliśmy się.
-...
- Powiedziałem mu Iwa-chan.- uśmiechnął się.
- I co?
- Cieszę się, że mu to wyznałem. Za bardzo nie dałem mu szansy, ale odrzucił mnie. Nie chciałem, żeby... Bo jego oczy były...
- Rozumiem. I co teraz zrobisz?
- Hahaha Pewnie będę się jutro zajadać lodami i chyba nie pój...
- Yosh. Idziemy na wagary.
- E?- zdziwił się.
- Słyszę przecież, że gdybyś teraz ze mną nie gadał to beczałbyś jak dziecko. Zabieram cię jutro do oceanarium.
- Ale przecież to w innym..
- Toru.
Iwaizumi rzadko mówił do niego po imieniu, ale gdy już to robił znaczyło, że nie ma sensu się kłócić.
- Arigatou. Iwa-chan.
- No. A teraz znajdź w sobie siłę, żeby zasnąć i pożegnać rano gościa z uśmiechem na twarzy i tą swoją głupią nonszalancją.
- Ay ay sir! haha.
- Do jutra.

Zrobił tak jak mu polecił kolega. Ciężko było mu zasnąć w tym samym pokoju co młodszy kolega, ale dał radę. Najważniejsze, że nic się między nimi nie zmieni. Miał taką nadzieję.









Słowniczek:

    Iie - Nie
    Hai - Tak
    Itte - Ała/Ałć
    Iiyo - nie ma sprawy / pewnie / rodzaj potwierdzenia
    Arigatou - dziekuję
    Sumimasen - przepraszam

Soundtrack:

  • Given - Yasashii omoide 
  • Given - Osananajimi tono no himitsu 
  • Given - Live made no hibi
  • Given - Given na hitotachi
  • Given - Ore ha omae no uta de hitai

piątek, 14 sierpnia 2020

Jestem tu - cz.10

Czeka nas finał. Jeszcze jeden lub dwa rozdziały. Z tego jestem zadowolona, choć czegoś mi brakuje.
A jak Wam się podoba?
______________________________________

Przez całą drogę do domu kolegi czuł w gardle strasznie wielką gulę. Ciężko mu było przełknąć ślinę. Miał ochotę na chwilkę zapomnieć. To wszystko.
Nie dawał sobie rady.
Uczucia, emocje skakały w jego wnętrzu jak po sinusoidzie. Raz przepełniała go radość, ulga a za chwilę złość, smutek... 
Tego nie da rady opisać. 
Każdy kto kiedykolwiek przeżył odrzucenie wie o co chodzi.
Wiedział, że kiedyś się z tego wyleczy, ale na chwilę obecną bolało jak diabli. 
Bolało go teraz! 
Co go interesowało, że kiedyś będzie lepiej.
Cierpiał teraz!
Napisał rodzicom krótkiego smsa, że dziś śpi u kolegi. Kageyama rzadko był nieposłusznym dzieckiem, żeby nie powiedzieć w ogóle. Dlatego rodzice mu ufali, nie był to problem jeśli wiedzieli gdzie jest.
Stanął przed mieszkaniem. 
Zapukał.
Robiło się już całkiem ciemno i dość zimno, potarł jedną dłoń o drugą czekając, aż drzwi się otworzą.
Co nastąpiło dość szybko i nagle.
- Jesteś Tobio-chan! Martwiłem się! Jest już strasznie ciemno. Właź.- zaciągnął go do środka i zamknął drzwi na klucz.
- Dobry wieczór!- powiedział donośniejszym głosem, który poniósł się w głąb domu.
- A. Mówiłem ci, że rodziców dziś nie ma. Imprezują i wrócą dość późno.- odparł idąc do kuchni, ale jeszcze uśmiechnął się przez ramię.- jesteśmy sami.
Kageyama nagle zrozumiał, że pocieszenie po które przyszedł może się urzeczywistnić.
Sam się zdziwił. Przez myśl przebiegła mu ruda czupryna, ale pokręcił głową i wszedł do kuchni zagaszając za sobą światła.
Usiadł na krześle i westchnął.
- No. Herbata, kawa, kakao czy~~ coś mocniejszego?- uśmiechnął się wstawiając wodę. Doskonale wiedział co wybierze chłopak.
- Czarna herbata bez cukru.
Czarna herbata bez cukru.
Parsknęli oboje.
- Od razu lepiej.- powiedział starszy kolega szykując im dwie herbaty.
- Ale co?
- Jak się śmiejesz.- stał do niego tyłem.- To co tym razem się stało?
- Skąd wiesz, że...
Oikawa spojrzał na niego wzrokiem mówiącym 
"serio? Taki głupi nie jestem". Postawił przed nim kubek z herbatą i usiadł obok.
- Mów.- upił łyk ciepłego płynu.- Ja będę słuchał.
I rzeczywiście tak było.
Przez cały czas senpai uważnie go słuchał nie przerywając ani razu. Co jakiś czas potakiwał, aby pokazać że rozumie. 
Kageyama mówił dość powoli i rzadko patrzył koledze w oczy. 
Ich relacje były dziwne. Kiedyś nie za bardzo się lubili. 
Wiele się między nimi wydarzyło przez cały okres znajomości. 
Dla Kageyamy jego starszy kolega był kilkoma osobami na raz. Przyjacielem, bratem, rodzicem...
Jednak teraz nie chciał żeby był jakąkolwiek z tych osób. Przez krótką chwilę.
- ... i przyszedłem do ciebie senpai.- zaczerwienił się lekko.
Cisza.
Słychać było tylko ich oddech i kapanie z kranu.
-A... Anou...- podniósł w końcu wzrok.
Jego starszy kolega wyglądał spokojnie. Wpatrywał się w pusty już kubek po napoju.
- Oikawa?-zdziwił się.
- Wiedziałem.- odparł.
- E? O czym?
- Już przez telefon słyszałem, że przychodzisz do mnie żeby zapomnieć i szczerze mówiąc chciałem to wykorzystać.- westchnął dalej nie patrząc na gościa.
- Wyko...- zaczął po czym zarumienił się i wbił wzrok w podłogę.
- Tak. Chciałem...- wziął kubek z rak kolegi muskając przy tym jego palce. Zabrał też swój i wstawił do zlewu.
- Nie mam nic przeciwko.- przerwał mu. 
Oikawa zamrugał dwa razy i spojrzał w końcu na gościa. Uśmiechnął się ledwie zauważalnie. Oparł jedną rękę o stół, a drugą o krzesło, na którym siedział chłopak.
- Więc...- pochylił się.- Nie masz przeciwko...

                **************************************

Hinata wbiegł na boisko.
- Zdrowy!- zaśmiał się.
- No w końcu.- potwierdził kapitan drużyny.- Leć do magazynu po piłki. Kageyama chyba już tam jest.
 Chłopak wzdrygnął się, ale postanowił zmierzyć się ze swoim lękiem.
Stanął przed pomieszczeniem i wziął głęboki oddech.
- Kageya...- zaczął otwierając drzwi, ale nic nie mogło go przygotować na to co zastał w środku.
Oikawa i Kageyama stali pośrodku pokoju całując się. I to nie byle jak. Były to dość namiętne pocałunki.
- Kage.. Oikawa... Coooo..- totalnie go zamurowało.
- Oi chibi-chan! - uśmiechnął się przytulając czarnowłosego chłopaka.
- Kageyama.. Nande?
- Ha?- odparł niskim (jak na niego) tonem i zmarszczył brwi.
- Dlaczego ty...
- A jak sobie to wyobrażałeś? Miałem na ciebie czekać? Albo całe życie być sam i grać z tobą w siatkę?- zacisnął zęby.
- Ale...
- Chodź senpai. Idziemy stąd.- pociągnął chłopaka za rękę.- Przepraszam za kłopot Hinata.
Przechodząc obok zszokowanego nastolatka Oikawa uśmiechnął się i wyszeptał.
- Wygrałem.
Hinata został sam w ciemnym pomieszczeniu.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.... To nie tak miało być, to...
Nagle dostał zastrzyku energii. Otworzył drzwi i na całe gardło krzyknął.
- Kageyama! Nie idź z nim! To nie tak! Ja nie rozumiałem! Ja...- ruszył szybko w jego kierunku.- Ja cie ko...
-...oooocham!
.
.
.
.
.
Spojrzał w prawo, potem w lewo.
- Are?- przechylił głowę, po czym opadł spowrotem na łóżko.
- Yume ka?
Poszukał po omacku telefonu. Znalazł go i otworzył skrzynkę pocztową. Dostał smsa.
- Aaaaa... pewnie zasnąłem podczas filmu.

     "Zasnąłeś głąbie. 
Odpoczywaj i mam nadzieję, 
że przyjdziesz do szkoły w poniedziałek."

Uśmiechnął się i pomyślał.
- Właściwie czego ja się boję? Powiem mu. Przeproszę za to wszystko i mu powiem.- postanowił.- Możemy spróbować.
W odpowiedzi na smsa napisał tylko.

"Dziekuję.
 Pogadajmy w poniedziałek przed treningiem"

Wydawać by się mogło, że to idealne zakończenie. Wszystko powinno być teraz w porządku, ale niestety gdzieś indziej zraniony nastolatek starał się ukoić swój ból. 
W momencie gdy Hinata postanowił już nie uciekać przed swoimi uczuciami, Kageyama poczuł na swoich ustach pocałunek kogoś innego.




Słowniczek:
  • Nande - Dlaczego
  • Yume ka? - sen tak?
  • Chibi - Maluch/Mały
  • Senpai - Starszy kolega/koleżanka

czwartek, 28 maja 2020

Jestem tu - cz.9

Hayoooo! Zaskoczeni?
Po prawie dwóch miesiącach przesyłam dalszy ciąg tegoż opowiadanka.
Miłego czytania. :D

__________________________________________________

- Yo. Co tu ro...- zaczął otwierając drzwi.
- Hinata boke!- zdzielił go w głowę.
- Za co to!
- Jakim cudem rozchorowałeś się w jeden dzień! Co zrobiłeś?
- Ojeeej! Jak miło, że wpadłeś- zaczął miło- i nabiłeś mi guza!- cofnął się do kuchni i wstawił wodę.
Kageyama zamknął za sobą drzwi i usiadał przy stole w kuchni.
Hinata usiadł na przeciwko i nastała cisza.

Chłopcy na siebie nie patrzyli. Po trzech minutach odezwali się jednocześnie.
- Ja...
- Ja...


- Ty...
- Ty...


- Okej starczy. Kageyama, o co ostatnio chodzi. Nie masz na nic czasu, już nawet nie trenujemy razem.
- O co mi chodzi? A tobie? Nie patrzysz na mnie jak rozmawiamy. Zachowujesz się.. jakoś tak dziwnie.
- Dziwnie? A t..- urwał gdy zdał sobie sprawę, że to wszystko prawda.- Kageyama, ja chcę tylko żeby było jak dawniej, a wiem że nie będzie i.. nie umiem tego przetrawić.- wziął głęboki oddech i spojrzał na chłopaka.
Brunet oparł łokieć o stół i ułożył policzek na dłoni.
Uśmiechnął się lekko.
- Widzisz. Nie jest ciężko. O której wraca twoja rodzinka?- spytał, zmieniając temat.
- E? Jakoś pod wieczór. Poszli z moją siostrą do parku rozrywki.- odpowiedział zdziwiony.
- Okej. To co powiesz na przerwanie tego czegoś co się między nami zrobiło i obejrzenie filmu?
- Okej!- odpowiedział nazbyt radośnie co zaskoczyło gościa.- Aaa... Dawno nie oglądałem żadnego filmy. Na co masz ochotę?- zapytał zalewając herbatę.
- Hmmm.. Co powiesz na "The team" ?
- No pewnie! Ano, pomożesz mi zanieść herbatę na górę? Trochę mi się kręci w głowie.- poprosił biorąc jedną do ręki.

- Dawaj to.- zabrał mu kubek.- Idź, ja wezmę herbaty.
Hinata uśmiechnął się i pobiegł na górę.
- Hinata! Jesteś chory! Nie biegaj!
Co za.. myślałem, że szybciej mi przejdzie. Niech to. Zaczerwienił się idąc na górę. Tak się cieszę, że przyszedłem.
Wszedł do pokoju i położył kubki na biurku. Natomiast właściciel pokoju już przygotował im miejsce do oglądania. Ułożył poduszki i ustawił komputer w odpowiedniej odległości.
- Okey. To dawaj.
Dość szybko wciągnęli się w fabułę, co rusz wyłapując błędy bohaterów podczas meczu, lub fakt że sceny siatkówki były robione w taki sposób, że nie wszystko było widać. Ogólnie to prawie od początku wszystko komentowali, ale oboje czuli że wracają do normalnej rozmowy.
Ten czas po odrzuceniu uczuć Kageyamy był dla nich dziwny. Żaden nie wiedział jak się zachować. Oboje zdawali sobie sprawę, że brakowało im tego. Tak to już jest gdy ma się dobrego przyjaciela.

Pod koniec filmu byli bardzo skupieni, przynajmniej brunet bo w pewnym momencie poczuł jak jego przyjaciel opiera się o jego ramię.
Momentalnie się spiął.
- Hinata... Co ty...- spojrzał na niego i spowrotem się rozluźnił. Chłopak po prostu przysnął, był cały czerwony.
Kageyama dotknął jego czoła.
- H.. Hinata, jesteś rozpalony. Może zrobię ci okład i...- zaczął wstawać gdy tamten go powstrzymał.
- To wystarczy. Pozwól mi tak, jeszcze chwilę poleżeć.
Brunet również się zaczerwienił z innego powodu.
- Umm.- zgodził się.
 I tak siedzieli w ciszy, którą przerywał ich oddech lub bicie serca.
- Kageyama.- Zaczął cicho rudzielec.
- Hai!- zareagował chłopak dość szybko, jednocześnie prostując się. Zauważył, że jego kolega coraz ciężej oddycha.
- Ano ne, nie.. nie zastępuj mnie.
- Ale co...
- Nie zastępuj... mnie- jego głos był ledwo słyszalny i Kageyama nie widział jego twarzy.- Ja wtedy.. ja nie wiedziałem... jesteś dla mnie ważny, dlatego. Nie zastępuj mnie Oikawa-san.
- Oikawa?
- Umm... Widziałem jak... jesteście blisko... ostatnio.
- Aaaa, fakt. Oikawa mi ostatnio pomagał. Dzięki niemu nie myślałem o... no wiesz, ale..- wziął głęboki oddech.- Przestałem trochę o tym myśleć i choć próbowałem to moje uczucia się tak szybko nie zmienią. Wciąż.. wciąż cię kocham Hinta...- zamknął oczy zawstydzony.
...
...
...
...
...
...
Przez kilka długich sekund nikt się nie odzywał, aż w końcu Kageyama nachylił się i spojrzał w twarz kolegi.
- Zasnąłeś?- zaśmiał się.- Oczywiście, że tak.

Odsunął komputer i pozwolił chłopakowi spać. Przygotował zimny okład, żeby zbić gorączkę. Zmoczył ręcznik i nachylił się nad chłopakiem, lecz zanim położył na jego czole okład złożył na nim pocałunek.
Delikatny, ledwie muśnięcie.
Tego typu pocałunki wyrażają opiekuńczość i prawdziwą miłość. W tym wypadku również smutek pomieszany z radością.
Smutek, bo nie będą razem.
Szczęście, bo może być przy ukochanym.

Usiadł na podłodze i postanowił, że poczeka na powrót jego rodziców.
Podkulił kolana i zaczął przeglądać coś w internecie.
Na ekran spadła jedna łza, potem druga i trzecia.

- Nande?- zapytał sam siebie.
Czuł w gardle wielką gule, a na czole pojawiły się bruzdy. Próbował powstrzymać płacz, ale nie było to łatwe.

- Nande? Wolałbym przestać cię kochać i po prostu się przyjaźnić, ale.. czemu to tak boli.
Siedział tak jakieś dwie godziny do przyjścia jego rodziców. Powiedział im w jakim stanie jest Hinata, a potem grzecznie się pożegnał i zaczął iść do domu.
Nie zastąpię cię Hinata, ale powoli będę próbował przestać cię kochać. Może to nie będzie takie trudne. Oikawa... no właśnie. Wyciągnął telefon i przeczytał ostatnią wiadomość od senpaia.


      "Będę twoim przyjacielem i senpaiem. Jednak jeśli               będziesz potrzebował to będę też pocieszeniem."

Chłopak przystanął. Ból, który czuł w sercu był tak potworny, że nie widział w tym problemu. Zadzwonił.
- O! Tobio-chan?

- Senpai. Masz teraz chwilę?
- A? Jak masz ochotę to możesz wpaść, moich rodziców nie ma. Haha. Żarcik.
- Przyjdę.
- Eh?
- Przyjdę.
- A.. Umm. Okej.
Rozłączył się.

Oikawa popatrzył na telefon. 
Coś znów się stało? 
Westchnął i podszedł do okna. Strzyknął język i zmarszczył brwi patrząc w swoje odbicie w szybie.
- Co mu znów zrobiłeś. Chibi-chan.- wysyczał przez zęby, po czym wziął oddech i uśmiechnął się.- Spokojnie, 
Tobio-chan. Już nigdy nie popełnię tego błędu co w gimnazjum. Jestem tu i tu chcę być.

A wam ten ship się podoba?

Soundtrack:
  • Kimi ni Todoke - Houkago
  • Given - Mafuyu no yume
Słowniczek:
  • Nande - Czemu/Dlaczego 
  • Chibi - malutki/Maluch


poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Co dalej? (Post ode mnie)

Posłuchajcie kochani.
  Wiem, że część z was lubi mojego bloga. Teraz i tak siedzimy w domach.
   Którą historię chcielibyście, żebym dokończyła?
   Czy może chcielibyście zobaczyć jakiś inny ship?

Dajcie znać jestem otwarta na propozycje :)

I mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę.






poniedziałek, 16 marca 2020

Miłość jedno ma imię - 12

Dziękuję za komentarze. Potrzebowałam tylko lekkiego pchnięcia na dokończenie tej historii. W głowie jej obraz mam już od dawna. Wystarczy to tylko przelać na bloga ;)
___________________________________________________


Pamiętam ten dzień.
Najgorszy dzień mojego życia. Dzień, w którym wydarzyło się coś przeciwnego niż miało i przy okazji nie mógł się trafić gorszy zbieg okoliczności.

 Naruto do mnie napisał. Chciał się spotkać. Tego samego dnia spotkałem się z Sakurą. Nie była to miła sytuacja. Dowiedziałem się wtedy, że moja była dziewczyna - która dalej mnie kochała - jest ze mną w ciąży.
Momentalnie do głowy przyszło mi miliony pytań. Wiedziałem, że potrzebuję czasu. Tylko na co.
  Siedząc tak w domu dostałem smsa.
- Naruto?- zmarszczyłem brwi.

Zrobiło mi się ciepło i zimno jednocześnie.
Spotkaliśmy się na ławce w parku. Czekałem. Nie miałem pojęcia co chce mi powiedzieć.

- Hej, Sasuke.- odezwał się głos.
Podniosłem wzrok, uśmiechnąłem się smutno i wiedziałem, że będzie to jedna z najtrudniejszych rozmów w życiu.
- Hej. Siadaj.- poklepałem miejsce obok.
- Co tam u ciebie?- spytał. Chciał rozluźnić atmosferę. Typowy on.
- Wszystko w porządku.- skłamałem.- A co u ciebie.
- Też dobrze, dobrze.- powiedział i zapadła chwila ciszy.
.
.
.
.
.
- Naruto... - Sasuke... - odezwaliśmy się jednocześnie po czym lekko się zaśmialiśmy oboje.
- Co my robimy.- westchnąłem.
- Nie mam pojęcia. W sumie chciałem ci tylko coś powiedzieć.
- W takim razie słucham marudo.
- Maru... Znów zaczynasz?!
- A co? Podskoczysz Uzumaki?
- Jeszcze jedno słowo Uchiha, a...
Nie mogłem zrobić nic głupszego. 
Musiałem go pocałować. Tylko, że był tak blisko! 
Oddał pocałunek. 
W parku było cicho. Żywego ducha.
- Kocham cię, Sasuke.- usłyszałem, ale nic nie odpowiedziałem. Byłem szczęśliwy. Przez sekundę pomyślałem, że nic nie stoi na przeszkodzie.
Jednak to była sekunda. Potem w głowie usłyszałem samego siebie.
Głośno i wyraźnie.

Ciąża... Dziecko... Sakura... Rodzina...
- Naruto ja...- zacząłem, ale on wyglądał na pełnego nadziei. To było cholernie trudne.- Ja też cię kocham, ale niestety...- przytuliłem go do siebie nie mogąc wykrztusić nic więcej. Czułem, że Naruto chce coś powiedzieć.

- Co to znaczy kochasz?
Podskoczyliśmy. Ten zbieg okoliczności, o którym mówiłem to właśnie to. Nie wiem, jak dużego trzeba mieć pecha, żeby w pustym parku spotkać byłą w ciąży i to w takiej sytuacji.
Totalnie mnie zamurowało, Naruto chyba też bo cały zesztywniał.
- S..Sasuke, Naruto...- zmarszczyła brwi kręcąc głową z niedowierzaniem.- co wy... co to... to żart?
  Dalej nie potrafiliśmy wydusić z siebie ani słowa.
- No słucham, Sasuke co to ma znaczyć?
Naruto puścił moją rękę i zrobił krok naprzód.
- Sakura. Posłuchaj ja.. To nie było specjalnie. Nie chciałem nigdy cię zranić, ja...
- Próbując odbić mi faceta?! Faceta Naruto! Nie mogłeś sobie znaleźć dziewczyny!
- Przepraszam, ja...- zaczął i spojrzał na mnie. Obawiałem się tego wzroku. Wskazał na nas oboje.- Wy jesteście...razem?

- Naruto... Będę udawać, że nic z tego nie słyszałam. Nie chcę nigdy więcej cię widzieć na oczy. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Jak mogłeś Naruto! A ty!- wskazała na mnie płacząc.- Jeśli w tym momencie ze mną nie pójdziesz nigdy nie zobaczysz dziecka!
To był ten moment, w którym mogłem wybrać. Tylko jak wybrać! To był wybór między miłością, a miłością! Czyli żaden. Mimo tego... mogłem postąpić inaczej. Mogłem pójść z nim. Mogłem powiedzieć jej prawdę. 

Tego dnia sobie nie wybaczę.
Dnia, kiedy zostawiłem go tam samego, w parku po wyznaniu miłości.
Nie wybaczę sobie. Nie wybaczę. Nie ma opcji.
Nie chciałem pamiętać tego dnia.

Dnia, w którym Naruto stracił przyjaciół i miłość.

***************************************

ke...ke...uke...Sasuke.
Otworzył oczy. Chwilę mu zajęło przyzwyczajenie się do jasności pomieszczenia.

- O jeeeny. Znów szpital? Ile jeszcze razy w życiu tu trafię.
- Miejmy nadzieję, że to ostatni raz.- zaśmiał się Kakashi.
Sasuke podniósł się z pomocą mężczyzny do siadu.
- Co się właściwie stało?
- Miałeś nawrót. Chodzi o to, kiedy jakaś sytuacja bądź rzecz pobudza twoją pamięć. To się właśnie stało. Za dużo wspomnień na raz. Bardzo nas przestraszyłeś.
- Wybaczcie mi. Z Boruto w porządku?
- Spytaj.- wskazał ruchem głowy kanapę, na której spał chłopiec.
- Widzę, że musiałem was trochę zmobilizować.
- Nic się nie martw. Kiedy ty spałeś Naruto się ze mną skontaktował.
- I?- Sasuke wstrzymał oddech.
- Nic mu o tobie nie mówiłem, bo musisz mi pomóc. Za trzy dni w sobotę o 18:00 spotkamy się z nim na wzgórzu Atago. Wiem, w którym miejscu i... Sasuke?
Mężczyzna odpłynął.
Zobaczę się z nim za trzy dni. Po tych kilku latach, dzielą mnie od niego trzy dni. Zwariuję ze szczęścia.
- Przepraszam Kakashi. Po prostu nie mogę uwierzyć, że to koniec.- westchnął.
- Wiem. Naruto będzie ciężko to zrozumieć i będzie potrzebował naszej pomocy w powrocie do normalnego życia.- uśmiechnął się patrząc na chłopca.- Sam nie mogę uwierzyć, że to koniec. W końcu Boruto będzie miał swojego ojca, a nie tylko mnie.
Sasuke wyczuł smutek w tym zdaniu.
- Kakashi. Nie wyobrażam sobie, żeby Naruto miał trafić na kogoś lepszego niż ty. Wychowywałeś Boruto prawie dziesięć lat. On tego nie zapomni, ani Naruto, ani ja. Też jesteś rodzicem.- poklepał go po plecach.
- Oj dobra już! Bo się wzruszę. Jedziemy do domu. Przyjadę po ciebie jutro rano.
- Dzięki Kakashi.- uśmiechnął się i przyglądał jak mężczyzna bierze na ręce śpiącego chłopca.
 Sam położył się i pierwszy raz od bardzo bardzo dawna zasnął z uśmiechem na ustach.
W końcu będzie mógł być sobą i zobaczyć swoją miłość.
Nie wiedział natomiast, że to nie koniec.
Że czeka go jeszcze sporo trudności.
Ale czym byłaby miłość gdyby nie wymagała poświęceń.


Kakashi położył chłopca do łóżka. Nie wiedział, że nie śpi. Miał dopiero niecałe10 lat. Miał wujka Kakashi'ego, ale tęsknił do taty i do mamy.
Otworzył oczy, z których popłynęło kilka łez.
- Tatusiu, chciałbym cię już poznać.- wyciągnął mocno zmiętą fotografie, którą trzymał pomiędzy deską łóżka, a materacem.- Żebyś mógł mi opowiedzieć o mamie i o mnie. Wróć tatusiu. Wróć szybko. Pan Sasuke też czeka.
Pocałował zdjęcie i włożył z powrotem w to samo miejsce.

- Dobranoc tatusiu.- wyszeptał w ciemność.





Soundtrack:
  • Boruto - Sarada~Shintsu
  • Tokyo Ghoul - Remembering

niedziela, 2 lutego 2020

Jestem tu - cz.8

Uff. Dawno nie miałam weny. Napisałam to na raz w sumie. Jutro lecę do pracy. Dajcie znać czy się podoba.
_________________________________________________

- Yahoo! Tobio-chan!- przywitał się starszy kolega gdy chłopak wiązał buty.
- Oikawa? Nie mówiłeś, że dziś przyjdziesz.- zdziwił się.
- Miałem  dodatkową pracę w okolicy, więc wpadłem.
- Pracę?
- Yo. Nic specjalnego. Wziąłem dziś dodatkowe trzy godziny pracy w sklepie sportowym niedaleko.
- Nie wiedziałem, że tak można odparł zabierając swoje rzeczy i żegnając się z kolegami.
 Wychodząc starszy kolega obejrzał się.
- O. A gdzie chibi-chan?- zmienił temat.
- Już poszedł.- odparł i wyszedł z sali.
- To on nie zostaje zawsze do końca?- spytał idąc za kolegą.
- Ponoć się źle czuje. Skąd mam wiedzieć! Nie jestem jego ojcem.- podniósł głos.
- Hai, hai. Spokojnie Tobio-chan. Ja tylko pytam.- przystanął pod drzewem.- Neee.
- Co?!- irytował się bardziej niż kiedykolwiek. Wiedział co się dzieje, ale nie wiedział dlaczego.
- Czemu na drzewie jest piłka?- patrzył w górę.
Brunet podszedł.
- Aaaa to. Często ćwiczyliśmy razem z Hinatą tutaj, ale już od jakiegoś czasu tego nie robimy więc... - westchnął.- zapomniałem o niej.
 Uderzyły go wspomnienia wspólnych treningów.
- Tobio. Jesteś pewien, że chibi-chan nic do ciebie nie czu...
- A! Jestem pewien.- zacisnął szczęki i schował twarz w dłoniach.- Nie drąż tematu.
- Tobio.- uśmiechnął się i podszedł do chłopaka. Nie wiedział jak go pocieszyć.- Będzie dobrze.- złączył ich czoła na co tamten zareagował natychmiast.
- Oikawa- san! Co ty...- spojrzał na niego zaskoczony.
- Tobio. Nie zrobię nic czego nie chcesz.- pogłaskał go po głowie jak młodszego kolegę. 

Poczuł się obserwowany. Po chwili zauważył rudą czuprynę na balustradzie. Prychnął cicho.
Sam nie wiesz czego chcesz Chibi-chan. Ciekawe.
- Ja po prostu...-był zmęczony. Bardzo zmęczony tym ciągłym kontrolowaniem się. Ciągłym udawaniem. Ciągłymi próbami stworzenia tego co było.
 Oikawa pomagał mu odetchnąć. Oparł czoło o ramię kolegi.

- Wiem.- przytulił chłopaka mocno do siebie.
- Oika...
- Ćśśśś. Zaufaj mi.- szepnął.

Rudzielec na ten widok cały się zjeżył. Wpatrywał się w tę scenę tak skupiony jak podczas meczu. Śledził każdy ruch. Gdy chłopaki poszli do domu cofnął się do szatni.
Jak w amoku zostawił torbę na wejściu i wszedł pod prysznic. W ubraniach. Odkręcił zimną wodę i więcej już nie pamiętał.

Podobno kapitan wyłączył wodę i zaczął na niego krzyczeć.
Podobno Suga pomagał mu się wysuszyć.
Podobno libero pożyczył mu jakieś ciuchy.
Podobno wszyscy się zmartwili.
Gdyby był sobą to prawdopodobnie zacząłby wszystkich przepraszać. Jednak czuł się kompletnie inną osobą.
Czuł się rozdwojony.
  Nie pamiętał nawet jak wrócił do domu.

Za to gdy następnego dnia wstał pamiętał swój sen.
Było mnie dwóch. Jeden był przyjacielem Kageyamy. Graliśmy razem w siatkówkę, chodziliśmy razem na lody, trenowaliśmy, uczyliśmy się. Po szkole też się spotykaliśmy, ale rzadziej. W końcu wybraliśmy inne uniwersytety i kontakt się urwał. Drugi ja wtedy przy fontannie nie odrzucił Kageyamy. Przeciwnie. Też wyznał mu uczucia. Dalej razem grali, chodzili na lody, uczyli się. Po szkole zamieszkali razem w innym mieście. Choć chodzili do innych uniwersytetów widywali się w domu. Ten sen był dziwny. Jakby...

- Jakbym przeżył z nim właśnie pół swojego życia.- wyszeptał rano, zaczerwienił się na tę myśl i spowrotem schował się pod kołdrę.
Wyciągnął telefon i pierwszy raz bał się napisać do chłopaka.
- Aaaaaa! Co się ze mną dzieje!- krzyknął turlając się po łóżku.
Po chwili usłyszał dzwonek.
- Hai?
- Shoto?
-  Kenma. Co tam?
- Mogę do ciebie przyjechać?
- Pewnie.
- Chcę pogadać.
- o... okej.

To była krótka rozmowa. Chłopak wstał, ubrał się i posprzątał pokój. Bardzo się przy tym zmęczył, więc zmierzył sobie temperaturę.
Zmarszczył brwi gdy termometr pokazał 37,6 stopnia.
- Daichi mnie zamorduje.- opadł spowrotem na pościelone łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnął.
- ..to...Shoto! Shoto!- usłyszał dopiero za którymś razem.
- Wreszcie się obudziłeś. Nikt nie otwierał, a ty nie odbierałeś więc wszedłem.- usiadł obok kolegi.
- Umm. Sorki.- podniósł się.
- Shoto. Jesteś chory?
- Mam lekką gorączkę. To wszystko.- uśmiechnął się.
- Yhm.
- O czym chciałeś pogadać?
- Ech.- westchnął kociooki i usiadł po turecku na przeciwko rudego.- Pokłóciłem się z Kuro.
- O. Co się stało?- był zainteresowany.
- Właściwie to.. o ciebie.
- Co?
- Kuro twierdzi, że zwodziłeś Kageyame i to ty jesteś winien temu co między wami jest. Ja byłem innego zdania. Zacząłem cię bronić i jakoś tak wyszło, że się pokłóciliśmy.
- Oi! Nie możecie się kłócić przeze mnie.- zmartwił się i poczuł trochę winny.- To co się dzieje, to jest nasza wina. Chciałem, żeby było jak dawniej. Potem czekałem, aż Kageyama trochę ochłonie i będzie mu lżej, ale...- objął kolana rękoma.
- Moja obecność chyba tylko mu przeszkadza. No i chyba.. chyba mnie zastąpił.
- Zastąpił?
- Hai. Ostatnio ciągle spędza czas ze swoim senpaiem, a ja.. ja myślę że to... no to nie wygląda jakby się tylko przyjaźnili! Poza tym zawsze jak przychodzi mam ochotę przywalić mu piłką w twarz!- ścisnął swoją piłkę pomiędzy dłońmi.- Denerwuje mnie sama jego twarz. I jeszcze to, że Kageyama mnie olewa dla niego! Dlaczego tak musi być! To mój przyjaciel! Wczoraj się przez nich rozchorowałem! Dlaczego oni się dotykają na moich oczach! Dlaczego Oikawa go przytula! Dlaczego Kageyama nie przytula mnie!

Zamilkł gdy zdał sobie sprawę z tego co powiedział.

- Shoyo.
-...
- Shoyo.
- Umm.. To nie tak. To tylko...
- Jesteś zazdrosny. Czemu to ukrywasz?
- Nie jestem zazdrosny! A wy się nie kłóćcie przez nas. To nie fer.
- Ech. Shoyo. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale to się już stało.
- Co?- nie rozumiał.
- Zakochałeś się.
- W k... Co?
  Nagle w głowie rudzielca wszystko zaczęło się układać. Wszystkie jego reakcje miały sens. Wszystko to dlatego, że on... Dlatego, że się zakochał w chłopaku, którego odrzucił.
- Heeeeeee?! Jestem matołem!

  Chłopcy rozmawiali jeszcze długo. Potem pograli w gry i zjedli razem kolacje. Gdy się żegnali Kenma uśmiechnął się i powiedział tylko.

- Dasz radę. Musisz zdecydować. Jaa ne!- i poszedł.
Po godzinie dostał smsa.

Kuro czekał pod moim domem jak zbity pies. Przepraszał, ze krzyczał i mówił, że mnie kocha i żebym go nie zostawiał przez to. Głupol. Nie zostawiłbym go przez różnicę zdań. Dziękuję za rozmowę. Dobranoc

Hinata zaśmiał się pod nosem.
- Dwa gołąbki. To już nawet nie jest dla mnie dziwne. To, że są facetami.- streścił swoje myśli na głos i powlókł się do pokoju. Dosłownie. Czuł się jak wyplute naleśniki. 

                                   ****************
- Rozchorował się?
- Tak. Przed weekendem się przeziębił, więc dziś go nie będzie. Nie wiedziałeś?- zdziwił się Suga.
- Nie. - Skąd miałem skoro nie gadamy.- Kapitanie! Mogę wyjść dziś chwilę wcześniej?
- Nie ma sprawy.- odparł Daichi.
- Urwę mu łeb za tę chorobę.- wyszeptał sam do siebie zły, szczęśliwy i zdenerwowany zarazem. Tym, że będą sam na sam pierwszy raz od tego wieczora przy fontannie.
- Odwiedzam chorego kolegę. To nic nie znaczy.- szepnął jeszcze po czym skupił się na treningu.

Jakże wielkie było zdziwienie Hinaty gdy dostał smsa.
Otwórz. Stoję na dole.